Przez nieco ponad dobę po zwycięstwie w Australian Open Andżelika Kerber, w gronie przyjaciół zwana po prostu Anią, była trochę bardziej polska. Wylądowawszy na poznańskim lotnisku Ławica udzieliła kilku okolicznościowych wywiadów całkiem zgrabną polszczyzną, wzbogaconą o charakterystycznie wibrujące niemieckie „r”. Następnie udała się do rodzinnego Puszczykowa świętować sukces w wąskim gronie najbliższych i przyjaciół. Zjadła pierogi babci Marii, na korcie udzieliła ekskluzywnego wywiadu regionalnemu oddziałowi telewizji publicznej, podczas którego jeszcze raz powtórzyła, że zdobyła tytuł dzięki determinacji i wierze w siebie niezmąconej obecnością po drugiej stronie siatki Sereny Williams, która przeważnie takie finały wygrywa (22 tytuły). Po czym znów stała się bardziej niemiecka, bo wraz ze swoim teamem udała się do Lipska, gdzie kobieca reprezentacja Niemiec grała mecz w Pucharze Federacji. I skąd w miarę możliwości starała się odpowiadać na wzmożony popyt tamtejszych programów rozrywkowych na jej osobę.
Polskie talk-showy też chciały ją mieć u siebie. – Dzwonił Kuba Wojewódzki, pani Rogalska, ktoś jeszcze – wylicza Henryk Gawlak, prezes lokalnej akademii tenisowej Angie, ufundowanej przez Andżelikę (komórka Gawlaka faktycznie dzwoni często w sprawach związanych ze świeżym jeszcze sukcesem). – Jakby zupełnie nie zdawali sobie sprawy, czym jest życie zawodowej tenisistki. Że to kierat, harówa, życie na walizkach. Nie ma czasu na lansowanie się na kanapach.
Niebawem Andżelika znów stanie się bliższa Polsce, w sensie ścisłym, bowiem Puszczykowo nie tylko figuruje jako miejsce jej zamieszkania, ale mieści się tu również jej baza treningowa.