„Czy ja wyglądam jak jakiś pieprzony wzór do naśladowania?” – rapował Ice Cube w utworze „Gangsta Gangsta” z debiutanckiej płyty N.W.A „Straight Outta Compton”, której nazwa posłużyła za tytuł filmu. Nie wyglądał. Ubrany w czarną koszulkę, czapkę z daszkiem i wojskowe spodnie khaki, pozował do zdjęć z pistoletem w ręku i wiecznym grymasem niezadowolenia na twarzy. Jedynym humorystycznym akcentem w jego wyglądzie mogła być popularna w latach 80. wśród Afroamerykanów fryzura jheri curl – bujne loki w stylu „z przodu krócej, z tyłu dłużej”, przypominająca cięcie na czeskiego piłkarza.
Niggaz With Attitude – rozwinięcie akronimu N.W.A – to w wolnym tłumaczeniu „czarnuchy z charakterem”. I ten charakter najwyraźniej każe o zespole pamiętać do dziś. Opowieść o nim w dwa tygodnie po premierze za oceanem zarobiła ponad 100 mln dol., zostawiając w tyle wakacyjnego pewniaka – piątą część „Mission Impossible” z Tomem Cruise’em. „Straight Outta Compton” pokazuje ukochaną przez Amerykanów historię od pucybuta do milionera (byłych członków grupy – producenta Dr. Dre i rapera Ice’a Cube’a). Ten pierwszy mógłby już resztę życia spędzić na wakacjach – według „Forbesa” wartość rynkowa muzyka wynosi 700 mln.
W „Straight...” jest wszystko, co potencjalny hit kinowy mieć powinien: krew, pot i łzy głównych bohaterów, piękne kobiety, seks, przemoc i wzruszenia. Można się spodziewać, że historia N.W.