Agnieszka Krzemińska: – Podobno są dwa konkurencyjne scenariusze filmów o dywizjonie 303 i dwaj reżyserzy, którzy chcą je nakręcić. Czy ktoś się do pana zgłaszał z prośbą o konsultacje przy którymś z nich?
Jerzy Główczewski: – Swego czasu podesłano mi scenariusz o bitwie o Anglię napisany przez Anglików pt. „Krucha chwała” i zupełnie mi się nie spodobał. Zaczyna się od sceny, gdy polscy lotnicy przyjeżdżają z Francji i dostają kanapki od Angielek, ale wyrzucają je i żądają wódki. A potem się cały czas ze sobą kłócą i lądują w łóżku z kolejnymi kobietami. Zresztą sam tytuł wydał mi się trochę obraźliwy – udział polskich lotników w drugiej wojnie światowej to nie krucha chwała, tylko granitowa baza, na której powstało trzecie lotnictwo na froncie zachodnim. Innych scenariuszy nie czytałem.
Opisy powietrznych bitew scenarzyści znajdą u Arkadego Fiedlera, ale dobremu filmowi potrzebna jest ciekawa fabuła.
Dlatego jestem pełen obaw, w którą stronę to pójdzie. Chociaż jako pilot dywizjonu 308 żałuję oczywiście, że opowieść ograniczy się tylko do bitwy o Anglię i dywizjonu 303, który stanowił jedynie zalążek, pierwszą grupę pilotów w lotnictwie na Zachodzie, przez które potem przewinęło się prawie 20 tys. Polaków. Nie jestem scenarzystą, tylko świadkiem z bardzo dobrą pamięcią, ale marzy mi się film pokazujący skomplikowane losy kilku bohaterów, którzy z różnych stron świata przyjeżdżali do Anglii i trafiali do lotnictwa. Ja trafiłem tam z Bliskiego Wschodu, ale inni moi koledzy przybyli z Francji, łagrów w Rosji, kopalni złota na Kamczatce, z Paragwaju i Urugwaju, byli też Żydzi uciekający przed Zagładą. Wolałbym zobaczyć film o tym, jak wyglądała ich wędrówka, kto im w niej pomagał, kogo zostawili, a potem – jak wyglądało ich życie w lotnictwie, a nie opowieść o tym, jak się polscy lotnicy upijają, kłócą i zaliczają panienki.