Nazwisko ma tak wdzięczne, że ksywa – Kasa – narzuciła się sama. Po każdym ze spektakularnych meczów, które złożyły się na brąz mistrzostw świata, odgrzewano dobrze znane hasła. „Co ten Szmal robi z ludźmi?!”; „Kasa czyni cuda”, „Kasa rządzi!”. Albo: „Minister Obrony Narodowej” – to miano przejął od Artura Siódmiaka, jeszcze niedawno głównej postaci w defensywie reprezentacji. – A niech bierze – mówi Siódmiak (razem ze Szmalem srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata z 2007 i 2009 r.) – i rządzi jak najdłużej.
Szmal w październiku skończy 37 lat. Wiek słuszny, ale dla bramkarza jeszcze nie emerytalny. Zwłaszcza z takim podejściem do sportu. Siódmiak: – Podczas długich, nudnych zgrupowań dostawaliśmy czasem od trenerów zielone światło, by gdzieś wyjść, odmulić się. Bywało ostro. Ale Kasa nigdy nie przesadzał. Raczej sączył.
Młody ma dryg
Dobry bramkarz to w piłce ręcznej połowa sukcesu. Gdy wpuszcza wszystko, jak leci, jest firaną. Każdemu się zdarza, Szmalowi też. Jak w półfinałowym meczu z Katarem – odbił tylko co siódmy strzał. – Wtedy się biczuje, obwinia, rozpamiętuje – mówi Siódmiak. – Motywuje się oryginalnie – kiedyś, podczas któregoś z turniejów, jak zwykle miał do siebie pretensje i w kółko słuchał jakiegoś modnego wówczas kawałka, gdzie w refrenie powtarzało się „Kiedyś cię znajdę”. Pytam go: A czego ty, Kasa, tak szukasz? Formy, formy szukam – odpowiedział.
Pochwały go peszą. Żona Aneta (grywała w szczypiorniaka w niższych ligach, poznali się na boisku, są razem od ponad 20 lat, już od liceum) nie ma łatwo, gdy chce obejrzeć powtórkę jakiegoś meczu z udziałem małżonka.