Goli po godzinach
Nergal o występach zespołu Behemoth w Rosji i Ukrainie
Jarek Szubrycht: – Gdzie czujesz się bardziej u siebie? Na lotnisku, w autokarze, na scenie czy w swoim trójmiejskim mieszkaniu?
Adam Nergal Darski: – Nauczyłem się żyć w drodze. Kilka lat temu zdałem sobie sprawę z tego, że większość czasu spędzam na kółkach.
Pewnie są tacy, którzy myślą, że to oznacza nieustanny bal.
Gdybym wyjeżdżał raz czy dwa razy w roku, mógłbym sobie pozwolić na totalny odlot. Skoro jednak większość czasu spędzam w trasie, staram się przenieść na nią domowe rytuały, dbać o siebie. Mamy 30 koncertów na trasie, 30 miast i gdybym w każdym chciał się zabawić, prawdopodobnie umarłbym po tygodniu. Musimy też myśleć o tym, żeby każdy kolejny koncert był jak najlepszy. Powinniśmy się więc wyspać, nikt nie może mieć kaca, każdy powinien mieć przestrzeń dla siebie i szanować przestrzeń kolegi z zespołu. To naprawdę działa. Po ponad 20 latach na scenie mogę powiedzieć, że trasy, które teraz gramy, są najlepszymi w historii Behemoth.
Czy przy tym wszystkim masz czas i ochotę, by coś zobaczyć, spróbować lokalnej kuchni?
Staram się jak najwięcej zobaczyć, doświadczyć, posmakować. Jeśli mam dwie, trzy godziny i nie jestem bardzo zmęczony, zakładam buty do biegania i ruszam w miasto. To dla mnie jedna z najlepszych form zwiedzania. Dobrze orientuję się w terenie, więc zwykle się nie gubię, a jak się gubię, to jest jeszcze ciekawiej. Tak przeżywane trasy to kopalnia inspiracji. Na przykład przez ostatnie kilka miesięcy szukałem i podglądałem golibrodów, chcąc przenieść najlepsze doświadczenia i pomysły do Barberiana, do Warszawy.