Środowisko personelu lokali gastronomicznych, w związku z aferą podsłuchową w wykonaniu szajki kelnerów, podzieliło się w ostatnich tygodniach na trzy grupy. Oburzeni: – Nie mam zamiaru w ogóle wypowiadać się w tej sprawie! To poniżej mojej godności mówić o ludziach, którzy kalają dobre imię zawodu z tradycjami! – krzyczy spod wąsa 60-letni mistrz dyplomowany w zawodzie kelner, maître d’hôtel restauracji jednego z warszawskich hoteli.
Neutralni: – Ani z gośćmi, ani między sobą o tym nie rozmawiamy. Jednostkowy wybryk, szkoda czasu na dywagacje, skupiamy się na swojej pracy – mówi general manager restauracji i wine baru w Warszawie.
Rozbawieni: – Wśród kelnerów i gości krąży teraz dowcip, w którym kelner po usłyszeniu zamówienia pyta klienta, czy życzyłby sobie taśmę profesjonalną czy z linią melodyczną – opowiada menedżerka modnej warszawskiej restauracji specjalizującej się w kuchni polskiej, włoskiej, deserach i obsłudze celebrytów.
Ale te niedawne kontrowersje i podziały w związku z podsłuchami to tylko wierzchołek problemów i przemian, które branża gastronomiczna przerabia na wielu frontach od co najmniej kilku lat. Chciałoby się napisać „w wielu rewirach”, ale słynny film „Zaklęte rewiry” Janusza Majewskiego, zresztą tak jak „Kuchenne rewolucje” Magdy Gessler, nowe pokolenie waiterów, supervisorów i general managerów ogląda dziś głównie po to, żeby się pośmiać.