Recenzja wystawy: „Siudmak Universum”
To nie jest malarstwo, które zapisze się w historii sztuki, ale czy każdy musi zostać Picassem czy choćby Sasnalem?
To nie jest malarstwo, które zapisze się w historii sztuki, ale czy każdy musi zostać Picassem czy choćby Sasnalem?
Wystawa zahacza o jeden z najbardziej „gorących” tematów w sztuce XX w.: o to, gdzie przebiega granica między twórczością a codziennością, dziełem a produktem, materią artystyczną i użytkową.
Wystawa, choć dość pobieżna, to jednak ciekawa, bo daje ogólne pojęcie o tym, co i jak malują dziś ci, którzy mieliby zostać kiedyś następcami Modzelewskiego, Tarasewicza czy Bujnowskiego.
Przed miłośnikami sztuki współczesnej nadzwyczajna okazja, by zobaczyć całe artystyczne spektrum Wojciecha Fangora, jednego z klasyków XX w.
Boltanskim trudno się zachwycać, tak jak często zachwycają nas inne dzieła sztuki. Trudno też analizować go i intelektualnie rozbierać.
Wystawa odtwarza wędrówkę Bellotta po Europie, ale też ewolucję jego sztuki od klasycznych miejskich pejzaży architektonicznych po obrazki z życia miasta.
Program obrósł w ciekawe wydarzenia towarzyszące: oprowadzanie, performanse, pokazy filmowe, wykłady, panele dyskusyjne.
Trudno przewidzieć, czy poznańska wystawa na stałe przywróci pamięć o artystce, ale dziś na pewno zasługuje, by jej nie pominąć.
Co zostaje po pisarzach oprócz ich książek? Przedmioty, nagrane głosy, zdjęcia, obrazy, rękopisy, zielniki czy głowy z mosiądzu – to wszystko znajdziemy na wystawie jubileuszowej. Muzeum Literatury na 70-lecie pokazuje swoją kolekcję.
Gdyby na jednym krańcu sztuki konceptualnej umieścić Romana Opałkę, który malował na kolejnych płótnach kolejne liczby, to Zygmunt Rytka znalazłby się na drugim krańcu.
W sztuce Mogul jest sporo konceptualnych pomysłów, ale dzięki specyficznemu poczuciu humoru i dystansu wobec siebie i innych nie męczą one intelektualnymi rebusami.
Tę skromną, ale bardzo starannie przygotowaną wystawę można uznać za kwintesencję tego, co nazywamy metaforą w sztuce.
To zderzenie dwóch artystycznych światów groziło nieporozumieniem, a wyszło intrygująco i wciągająco.
W czasach swojej młodości Fibak mieszał w światowym tenisie, a po zakończeniu kariery – na polskim rynku sztuki.
Stocznia w Gdańsku to ogromny przemysł, a zaraz potem ruch Solidarności.
Niekiedy to artysta gra z nami w interpretacyjnego kotka i myszkę, ale widz też potrafi zaskoczyć go siłą swojej wyobraźni. I o tym mniej więcej traktuje ta wystawa.
Zgromadzenie 500 obiektów budzi szacunek, choć ta mnogość nie sprzyja skupieniu i delektowaniu się szczegółami.
W Galerii Leica zawsze można liczyć na interesujące i ważne wystawy fotografii.
Tak różne od wielkich narracji, ale czy mniej ważne?
To w gruncie nie pomnik, tylko antypomnik postawiony nie ku chwale, ale ku przypomnieniu hańby działań polskich władz na białoruskiej granicy, znieczulicy, rasizmu.