Organizatorzy wystawy najwyraźniej postanowili zrobić coś z niczego. Frida Kahlo oczywiście nie była nikim, ale już to, co ma ją reprezentować, jest wyciskaniem soku z suszonych owoców. To porównanie można traktować zresztą dosłownie, bowiem dwie z trzech prac artystki prezentowanych na wystawie to nieduże martwe natury z owocami. Nie, nie pomyliłem się. W ekspozycji znalazły się jedynie trzy oryginalne prace Fridy. A żeby było śmieszniej (a raczej straszniej), dzieła to słabiutkie i nijak niepowiązane z tym, za co świat pokochał malarkę, czyli z autoportretami. Wyczuwając tę niezręczność, kuratorzy zapewniają więc w opisach obrazów, że „w tych martwych naturach możemy zobaczyć rodzaj autoportretów”.
Frida Kahlo. Kolor życia, Łazienki Królewskie, Warszawa, do 3 września