Malarstwo Czwartosa przypomina mi niekiedy słynny wehikuł Pana Samochodzika: pod staroświecką karoserią krył się sportowy silnik z ferrari. Nadwozie to w tym przypadku artystyczna forma. Widać w niej wyraźny wpływ mistrza i nauczyciela Jerzego Nowosielskiego, poetyckie echa wschodnich ikon, wyraźną fascynację dekoracyjnym barokowym konterfektem, odwołania do Andrzeja Wróblewskiego (szczególnie cyklu „Rozstrzelań”), ale i nawiązania do Pieta Mondriana czy Kazimierza Malewicza. Ograniczona paleta chłodnych barw, elegancja, hieratyczny, nieco rytualny, ale i podniosły sposób przedstawiania ludzkich sylwetek. I do tego wyraźna słabość do stosowania symboli, alegorii, zanurzonych gdzieś w historii tekstów kultury. I ową tradycyjną, świadomie przestylizowaną formę wykorzystuje artysta do opowieści o tematach niekiedy tak gorących jak ów silnik ferrari. Na przykład o kibicach piłkarskich. Zaś ostatnio, co szczególnie ciekawe, do pogłębionej malarskiej opowieści na temat żołnierzy wyklętych. To malarstwo mocne, ale całkowicie pozbawione zarówno publicystycznych tonów, jak i doraźnych kontekstów. To duża sztuka, by tak gorący społecznie temat ponownie sprowadzić na poziom pogłębionej refleksji i naturalnej wrażliwości. Malarstwo Czwartosa to kontemplacyjno-erudycyjna odpowiedź na czasy, w których obie te ludzkie właściwości pozostają w zaniku. Dlatego warta uwagi.
Ignacy Czwartos. Malarz polski, Muzeum Współczesne we Wrocławiu, do 29 kwietnia