Po pierwsze, wszystkie prace powieszone w równym rzędzie, wręcz monotonnie, w dodatku są w identycznych niedużych formatach. Po drugie, wszystkie czarno-białe, o niezwykle rozmalowanej, niekiedy na granicy abstrakcji, strukturze wizualnej. Po trzecie, z dość powtarzalnymi motywami: portrety, portrety podwójne, dzieci, niekiedy fragmenty ciała. Wszystko to wymaga od odbiorcy ciągłej koncentracji. Ale warto się sprężyć, bo świat, który kreuje Sobol, intryguje. Dostrzega piękno tam, gdzie inni widzą tylko brzydotę. Kieruje obiektyw zawsze tam, gdzie życie nie podlega żadnym upiększeniom, jest pozbawione kolorów, jak i te zdjęcia. Niekiedy utrwala ludzi w szerszym, zawsze surowym, nieżyczliwym krajobrazie i te prace najbardziej uwodzą. Ale mimo owego naturalizmu nie ma w jego pracach nieszczęścia, rozczarowania, buntu. Jest łagodne pogodzenie się z losem, drobne radości, pokora. Sobol zgromadził ponad 400 tys. zdjęć. W ekspozycji znalazło się 150. Skromna, ale przyciągająca uwagę reprezentacja z lat 2000–16. Organizatorzy zapewniają, że to ostatnia wystawa artysty, bo zarzucił on fotografowanie i zajął się rybołówstwem na dalekiej północy (jest Duńczykiem). Osobliwa to kariera, zważywszy, że ma dopiero 42 lata, a zaledwie 6 lat temu został przyjęty do najbardziej elitarnej agencji fotograficznej świata Magnum.
Jacob Aue Sobol – With and Without You, Galeria Leica, Warszawa, do 25 listopada