Po wielkich prezentacjach w Muzeach Narodowych Warszawy i Krakowa oraz Muzeum Sztuki w Łodzi przyszedł czas na skromniejszą, ale interesującą – w Radomiu. Ciekawą przede wszystkim z tego powodu, że pokazano liczne dzieła sztuki pochodzące z prywatnych kolekcji. W tym wiele takich, które nigdy wcześniej nie były publicznie prezentowane. Przywołany w tytule wielki rosyjski twórca obecny jest raczej symbolicznie, dwiema pracami. Ale już panorama polskiej awangardy jest dużo szersza, z doskonałym zestawem przedwojennej grafiki (Hulewicz, Schuster-Kubicka, Żarnowerówna, Hrynkowski) i interesującą reprezentacją powojennych poszukiwań w malarstwie i rzeźbie (Urbanowicz, Bogusz, Gierowski). Kuratorzy wystawy przyjęli bowiem zasadę, by widz mógł odbyć przyspieszoną wędrówkę po polskiej sztuce XX w., śledząc, jak rozwijały się i ewoluowały idee Katarzyny Kobro czy Władysława Strzemińskiego od ich czasów do dziś.
Wszelako jest jeden aspekt wystawy, który nie wszystkim musi się podobać. Otóż część eksponatów, w sumie z grupy tych najciekawszych (np. większość form przestrzennych, kompozycje na szkle Strzemińskiego i Kobro), to współczesne rekonstrukcje i repliki. Z poznawczego punktu widzenia doskonale spełniają swoją funkcję, wypełniają istotną lukę, wydobywają prace z niepamięci. I zapewne dla większości zwiedzających nie będzie stanowiło to problemu. Jednak widz ceniący klasyczne reguły wystawowe może poczuć się w najlepszym razie zawiedziony, a może i oszukany, że zamiast oryginałów otrzymuje, choćby najdoskonalsze, ale jednak kopie.
Od Malewicza do Strzemińskiego, Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia, Radom, wystawa czynna do 29 października