Ekspozycja, zaaranżowana przez młodą i niezwykle kreatywną pracownię architektoniczną WWAA, zaskakuje i uwodzi. Naprawdę wybitne dzieła sztuki nabrały blasku, a przede wszystkim… zbliżyły się do odbiorcy. Rzeźbom Madonn można zaglądać niemal przez ramię, ołtarze umieszczono w ten sposób, by mieć dostęp do nich ze wszystkich stron, a na krucyfiksy możemy spojrzeć tak, jak widziano je niegdyś – od dołu. Ekspozycję uszczuplono o około 30 proc. obiektów, dzięki czemu łatwiej kontemplować te, które pozostały. W tym takie arcydzieła, jak „Poliptyk zwiastowania z jednorożcem”, ołtarz z Pruszcza Gdańskiego, Poliptyk Grudziądzki czy alabastrową Grupę Trzech Marii. Doskonałe oświetlenie i ciemnografitowe ściany dopełniają lekko mistycznej i wcale niemuzealnej atmosfery.
Nieplanowaną atrakcją dodatkową stał się krucyfiks z warsztatu Michaela Pachera, który zdobył ostatnio sławę dzięki skandalizującej pracy wideo „Adoracja” Jacka Markiewicza. Wielokrotnie dyskutowano w przeszłości, czy wszystkie te zabytki powinny wrócić do kościołów, w których się pierwotnie znajdowały. Oglądając tę wyrafinowaną i pieczołowicie konserwowaną kolekcję, myślę, że dobrze im tu, gdzie są, a i my nie musimy kursować po całym kraju, by się nimi zachwycić.
Galeria Sztuki Średniowiecznej, Muzeum Narodowe w Warszawie, ekspozycja stała