To mógłby być bardzo aktualny spektakl – o dziedziczonych przywilejach, które trzeba z żalem pożegnać, o życiu na cudzy koszt i dobrobycie na kredyt, który wreszcie trzeba zacząć spłacać. O odchodzeniu starego (arystokracja) i nadejściu nowego (biznes z awansu społecznego), które – z naszej perspektywy – też jest już stare, bo w poszukiwaniu bogactwa i potwierdzenia statusu pustoszy Ziemię, wycina sady. Ale Krystyna Janda ucieka od dosłowności i od współczesności w sentymenty i uniwersalizm. Bo ludzie zawsze tęsknili, tracili, kochali, cierpieli, bywali niespełnieni i nierozważni, i zawsze będą. Dlatego „Wiśniowy sad” z Teatru Polskiego jest ubrany od stóp do głów w piękne kostiumy stylizowane na XIX-wieczne i rozgrywany w salonie otoczonym przez monumentalne, przeszklone (no dobrze, pewnie z pleksi) drzwi i ściany.
Anton Czechow, Wiśniowy sad, reż. Krystyna Janda, Teatr Polski w Warszawie