W 1845 r. Henry David Thoreau pożyczył siekierę i na dwa lata zaszył się przed kapitalistyczną cywilizacją w głuszy, a swoje przemyślenia opisał w dającym podwaliny transcendentalizmowi dziele „Walden, czyli życie w lesie”. Grający go Krzysztof Zarzecki chodzi z siekierą po scenie przedstawiającej ulicę z betonowym murem i latarnią (inspiracją było wideo Józefa Robakowskiego z 1984 r. „Samochody, samochody!”). Spotyka Statystów (Bartosz Bielenia, Ewelina Pankowska i Eliza Rycembel), bo jednocześnie jesteśmy na próbie spektaklu czy filmu – współczesnych młodych ludzi przerażonych tym, że życie przecieka im przez palce. Remedium ma być wyłączanie raz w tygodniu smartfonów i celebrowanie bycia razem tu i teraz. I poznaje też Filipa Mosza z „Amatora” Kieślowskiego (świetnie parodiujący Jerzego Stuhra Piotr Polak), który zakupem kamery wkracza w świat sztuki zaangażowanej, rezygnuje ze spokoju, płaci rozpadem życia rodzinnego, a na końcu kieruje kamerę na siebie. Wątek artystów pomiędzy sztuką jako azylem od życia a zaangażowaniem społecznym uzupełnia trójka aktorskiego rodzeństwa, grana przez śmiało sięgających do własnych biografii Maję Ostaszewską, Marka Kalitę i Jacka Poniedziałka. Całość jest meandrującym apelem o zatrzymanie na chwilę, wsłuchanie się w siebie i budowanie strategii życiowych na podstawie indywidualnych doświadczeń. Jednak powolny, snujący się rytm spektaklu łatwo może uśpić, nie tylko czujność widza.
Tomasz Śpiewak, Kino moralnego niepokoju, reż. Michał Borczuch, Nowy Teatr w Warszawie