Teatr

Nasze walki

Recenzja spektaklu: „Moja walka”, reż. Michał Borczuch

Jan Dravnel (z prawej) jako autor „Mojej walki” Karla Ove Knausgårda i Dobromir Dymecki w roli jego brata Jan Dravnel (z prawej) jako autor „Mojej walki” Karla Ove Knausgårda i Dobromir Dymecki w roli jego brata Jacek Domiński / Reporter
Całość zaczyna się wizytą pisarza i jego brata w domu, w którym umarł, zapił się, ojciec.

Przygodę z książkowym oryginałem zakończyłam na dwieście którejś stronie. Idea próby detalicznego opisu swojego życia, by trzymając się jak najbliżej rzeczywistości, wreszcie ją poczuć, mnie przekonywała, wykonanie – nużyło. Czterogodzinny spektakl Borczucha jest właśnie dla takich ludzi jak ja, twórcy przebili się za nas przez sześć tomów, 3,6 tys. stron, i stworzyli destylat. W scenografii inteligentnie grającej – tak jak książka i cały spektakl – z banałem życia i banałem jego kreowania aktorzy TR Warszawa płynnie wchodzą i wychodzą z ról, przeżywają i przyglądają się swojemu przeżywaniu, w obu stanach pozostają przekonujący i jakoś tak po ludzku wzruszający. Po kuchni i salonie kręcą się Karl Ove (Jan Dravnel i Sebastian Pawlak) i jego partnerka Linda (Justyna Wasilewska i Agnieszka Podsiadlik), młodzi na początku znajomości i literackich karier oraz czterdziestoparoletni, z kolejnymi dziećmi, zmęczeniem codzienną rutyną, rozczarowaniami. 

Moja walka, według cyklu powieściowego Karla Ove Knausgårda, reż. Michał Borczuch, TR Warszawa

Polityka 42.2017 (3132) z dnia 17.10.2017; Afisz. Premiery; s. 71
Oryginalny tytuł tekstu: "Nasze walki"
Reklama