Przy pomocy powieści Dostojewskiego i dołączonych fragmentów z filozofów i myślicieli rosyjskich Miśkiewicz portretuje świat rządzony przez pieniądz, pełen cyników i mitomanów. Mężczyzn, którzy ze swadą rywalizują na opowieści o najgorszych uczynkach, jakich dopuścili się w życiu, a robią to w salonie kobiety, którą właśnie handlują. Pierwsza – rodzajowa – część niemal czterogodzinnego spektaklu ma swoje świetne momenty. Królową sceny jest Wiktoria Gorodeckaja, bawiąca się „rosyjskością” Nastazji Filipowny, a jednocześnie potrafiąca wydobyć dramat kobiety świadomej swojej sytuacji. Reprezentuje wszystkie kobiece bohaterki przedstawienia. Z grona otaczających je żałosnych mężczyzn wyróżnia się autoironią Jan Frycz w roli Tockiego, który ją sobie upatrzył, gdy miała 12 lat, a teraz, znudzony, chce wydać za mąż (za dopłatą), bo sam zamierza się ożenić z córką generała. Po przerwie Dostojewski ustępuje miejsca dołączonym (ponoć z pism Bierdiajewa i Fiodorowa) monologom wygłaszanym bez przekonania przez młodsze pokolenie aktorów Narodowego. O co chodzi? Upadek postępuje, młodzi są jeszcze bardziej cyniczni i zakłamani niż ich rodzice. Księcia Lwa Myszkina, czyli tytułowego Idioty, który w wykonaniu Pawła Tomaszewskiego z Teatru Studio jest raczej tłem dla działań innych postaci niż głównym bohaterem – nie wyłączając. Na koniec zaserwuje ziewającym widzom monolog o Moskwie jako Trzecim Rzymie i prawosławiu, które zbawi świat. Zamiast przerażać, usypia.
Idiota, według Fiodora Dostojewskiego, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Narodowy w Warszawie