Jest odpowiednio monumentalnie i widowiskowo, na scenie pojawia się niemal cały zespół Narodowego plus posiłki, razem nawet 80 osób. W takim tłoku trudno o zapadające w pamięć role. Kordianów jest trzech (Jerzy Radziwiłowicz, Marcin Hycnar i Kamil Mrożek), sprzedajnych Wiolett chyba pięć, Laury dwie itd. Englertowi nie chodziło o dramat jednostki, ale narodu, który zarówno za czasów Słowackiego, jak i dziś jest silny jedynie w gębie i działa według jednego z dwóch scenariuszy. Reżyser zobaczył je w historiach opowiadanych Kordianowi przez starego Grzegorza, w spektaklu za ich pomocą przeciągają Kordiana, każde na swoją stronę, Szatan (Mariusz Bonaszewski) i Archanioł (Danuta Stenka), którzy prowadzą cały spektakl. To opowieści o bohaterskim panu Kazimierzu, który zgładził rosyjskiego dowódcę, wiedząc, że zapłaci za to głową, oraz o Janku, co psom szył buty. Albo rzucanie się jak kamienie na szaniec, albo konformizm i prywatność, nic pośrodku. Jak przystało na rzecz jubileuszową, w spektaklu nie brak odwołań do głośnych inscenizacji polskiej klasyki (m.in. drabina, echo „Kordiana” Hanuszkiewicza z 1970 r.). Kilka scen z inscenizacji Englerta – choćby piramida ze światła i wirtualny śnieg wirujący nad głowami widzów w scenie monologu Kordiana na Mont Blanc – z pewnością zasługuje na włączenie do tej kolekcji.
Juliusz Słowacki, Kordian, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy w Warszawie