Prus po tuningu
Recenzja spektaklu: „Lalka. Najlepsze przed nami”, reż. Wojciech Faruga
To częsty ostatnio przypadek: w wywiadach twórcy żarliwie zapewniają, że wystawiają dane dzieło z powodu jego zadziwiającej aktualności, a na premierze okazuje się, że to niesamowicie aktualne dzieło trzeba było gruntownie uwspółcześnić i podkręcić. Wokulski Marcina Czarnika wzbogacił się, torturując więźniów w Guantanamo albo polskich Kiejkutach, i tylko to wspomnienie jest w stanie zapewnić mu seksualną satysfakcję. Ciotka Łęckiej jest rzutką i cyniczną szefową fundacji, Starski (Piotr Ligienza) to coach, o swoich uczuciach Łęcka (Anita Sokołowska) i Wokulski wyśpiewują na imprezie karaoke, zakochana w Wokulskim Wąsowska (Julia Wyszyńska) proponuje: „Chcesz się pierdolić?” itd. W rzadkich momentach, jakimś aktorskim cudem, przez ten potok dosłowności, pretensjonalności i nadmiaru reżyserskich pomysłów przebija się główny – dla odmiany sączony delikatnie i subtelnie rozgrywany – temat spektaklu: życie fikcją. Wokulski w pędzie za wyimaginowanym gubi życie i szczęście, frustrację odreagowuje agresją. Niedojrzały idealizm jako siła niszczycielska?
Lalka. Najlepsze przed nami, na podstawie powieści Bolesława Prusa, reż. Wojciech Faruga, Teatr Powszechny w Warszawie