Twórcy gdańskiej adaptacji „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego, jednej z najważniejszych polskich powieści, stawiającej wciąż aktualne pytania o kształt wolnej Polski, pokazują III RP czerwoną kartkę. Pierwsza część spektaklu jest pobieżnym streszczeniem książki, opisem drogi młodego Cezarego Baryki (nijaki Piotr Biedroń) od spotkania z bolszewicką rewolucją w Baku, przez podróż z roztaczającym wizję kraju szklanych domów ojcem do Polski, po obrazki z moralnej degrengolady elit II RP w majątku Nawłoć. Wszystko to pokazane łopatologicznie, choć zdarzają się i piękne obrazki, jak gra Wandy na rozbitym fortepianie (aluzja do Norwida?) czy poruszający taniec porzuconej przez Barykę Karoliny (jej ukraińskie pochodzenie jest tu mocno wyeksponowane). Druga, dopisana Żeromskiemu część, to wykaz błędów III RP. Zaczyna się od głośnego antykapitalistycznego manifestu Stéphane’a Hessela „Oburzajcie się!”, a potem Baryka pyta ludzi spieszących na „marsz oburzonych”, co ich w dzisiejszej Polsce oburza? Szymon Gajowiec (Grzegorz Gzyl) jest tu politykiem odgrodzonym od świata szybą z pleksi. Swój wywód zaczyna fragmentami przemówienia Tadeusza Mazowieckiego z 1989 r., z grubą linią i sprawiedliwą wolną Polską. Kończy zaś wypowiedziami Marcina Króla z równie słynnego wywiadu „Byliśmy głupi” z „Gazety Wyborczej”, w którym współtwórca III RP przyznawał, że postsolidarnościowe elity skupiły się na wolności i kapitalizmie, zapominając o solidarności społecznej i braterstwie. Teraz zaś drżą przed „Czymś”. I do tego „Czegoś” właśnie nawołują twórcy gdańskiego „Przedwiośnia”, nawet jednak nie próbując wskazać, czym miałoby to być.
Przedwiośnie, na podstawie powieści Stefana Żeromskiego, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Wybrzeże w Gdańsku