Przybyli z kosmosu jako 23 tys. świetlistych promieni, nieszczęśliwy przypadek spowodował, że stali się ludźmi, czyli odrażającymi, martwymi już za życia „maszynami z mięsa”. Wyróżniają ich blond włosy, niebieskie oczy oraz „mówiące serca”, które trzeba obudzić, uderzając w nie lodowymi młotami. Serce zwykłego niebieskookiego blondyna lub blondynki zabiegu nie przeżyje, ale serce wybrańca „przemówi”, ujawniając jego prawdziwe imię. W najgłośniejszej powieści jednego z najbardziej znanych współczesnych pisarzy rosyjskich odbijają się szalone ideologie XX w. Jest komunizm i faszyzm, tu zaprzęgnięte do oddzielania blond ziaren od ludzkich plew, jest rasizm oraz obraz współczesnej cywilizacji, z podziałem na 1 proc. wybrańców pozbawionych empatii wobec pozostałych 99 proc., dostaje się też ludzkiej potrzebie wiary w teorie spiskowe.
Wszystko to w spektaklu Konstantina Bogomołowa jest, ale w tle, bo na pierwszy plan reżyser wysunął trop biblijny: krzyże, czytanie Księgi oraz tytuły dwóch części przedstawienia, „Stary Testament” i „Nowy Testament”, każą w opowieści o sekcie wybranych zobaczyć odniesienia do chrześcijaństwa. Taka interpretacja zdeterminowała grę aktorską. Danuta Stenka, Mariusz Bonaszewski, Dobromir Dymecki, Jerzy Radziwiłowicz i inni dostali przykazanie, by nie wcielać się w bohaterów, tylko przekazać ich historie jak słowa swoistej ewangelii. Wyszło beznamiętnie i monotonnie.
Władimir Sorokin, Lód, reż. Konstantin Bogomołow, Teatr Narodowy w Warszawie