Spektakl „Słoneczni chłopcy” to niby farsa, ale taka bardziej smutna. Dwaj starzy komicy, nieczynni już od lat, dostają szansę ponownego występu w telewizji, w dodatku mają odegrać swój popisowy numer (Do doktora przychodzi urzędnik skarbowy, by zbadać jego finanse, a doktor nieproszony zaczyna badać stan zdrowia urzędnika). Bawili tym skeczem setki razy, aż pewnego dnia jeden z nich powiedział, że dalej nie gra. Wówczas się rozstali, wydawało się, że na zawsze. Teraz, zanim przystąpią do prób, muszą ustalić warunki wstępne, co wcale nie będzie łatwe. Potrafią bowiem świetnie grać nie tylko na scenie, ale i w życiu, także wobec siebie nawzajem. A nie znoszą się tak strasznie, że nie mogą bez siebie żyć. Wprawdzie występ nie będzie udany, a jednak wiele zmieni w ich życiu, co znajdzie zaskakujące rozwinięcie w finale.
Reżyserka Olga Lipińska, która grywaną na całym świecie (i dwukrotnie filmowaną) komedią Neila Simona powraca na scenę, wiedziała, że warunkiem powodzenia spektaklu będzie obsada. Wybrała bezbłędnie, angażując Piotra Fronczewskiego i Krzysztofa Kowalewskiego. Zagrali znakomicie, rozumiejąc się doskonale w każdej scenie, świetnie podając dialog. Śmieszą i wzruszają. Naprawdę warto wjechać na 6 piętro Pałacu Kultury i Sztuki. Takiego duetu prędko nie zobaczymy w naszym teatrze.
Słoneczni chłopcy, reż. Olga Lipińska, Teatr 6. piętro, Warszawa