Czerwona podłoga, muślinowe zasłony, które w drugiej części znikną, żeby odsłonić lustrzane ściany – w tej ascetycznej scenerii rozgrywa się teatr ludzkich wynaturzeń i strachów. We wstrząsającym, wyciszonym monologu córki Josefa Fritzla Julia Wyszyńska opowiada o byciu niewolnicą własnego ojca. Bardziej przeraża jednak reakcja tzw. zwykłego obywatela – na pozór niewinnego, w przebraniu pluszowego szopa pracza – który odmawia ofiarom prawa do wypowiedzenia swoich krzywd, bo świat należy nie do ofiar, lecz zwycięzców, takich jak zaliczający panienki gwiazdor – macho z głową monstrualnego królika. Perfekcyjna pani domu (Beata Ziejka), doprawiając zdrowy, owocowy koktajl prochami z urny, naucza zaś o sile prywatnej własności: w jej domu także tajemnice należą do niej.
W drugiej części ofiarami są wszyscy – jesteśmy w szpitalu – świecie ludzi wymazywanych: chorzy na raka, alzheimera, bezbronni, zdani na łaskę rodzin i społeczeństwa. Spektakl kończy monolog Michała Czachora ucharakteryzowanego na Elfriede Jelinek, w którym autorka „Podróży zimowej” deklaruje, że mimo wyczuwalnej niechęci społeczeństwa zmęczonego jej czarnymi wizjami, będzie kontynuować eksplorację dźwiękoszczelnych piwnic ludzkiej psychiki, gdzie szczerzą zęby frustracja, okrucieństwo, potrzeba władania innymi, choroba. To także deklaracja reżyserki Mai Kleczewskiej. „Podróż zimowa” jest jej kolejnym spektaklem o złu, jakie nawzajem sobie wyrządzamy. Mimo ogranych motywów spektaklem mocnym i poruszającym.
Elfriede Jelinek, Podróż zimowa, reż. Maja Kleczewska, koprodukcja Teatru Powszechnego w Łodzi i Teatru Polskiego w Bydgoszczy