Wycieczka do Czarnobyla
Recenzja spektaklu: "Czarnobylska modlitwa", reż. Joanna Szczepkowska
Swietłana Aleksijewicz napisała pasjonujący reportaż, w którym ci, którzy przeżyli katastrofę w Czarnobylu, opowiadają swoje historie – żony strażaków wysłanych do gaszenia pożaru reaktora, które potem towarzyszyły im w umieraniu na chorobę popromienną, matki rodzące chore dzieci, wykonujący absurdalne rozkazy żołnierze, nieinformowani o rozmiarze i znaczeniu zagrożenia mieszkańcy skażonych terenów: wierni członkowie partii, opozycyjnie nastawiona inteligencja, chłopi. Racjonalizm miesza się z irracjonalnym, bo promieniowania nie widać, a powietrze, woda, jagody wyglądają tak samo jak przed katastrofą, więc tym trudniej uwierzyć, że to, co dawało życie, nagle stało się trujące.
Z dźwiękiem migawek aparatów fotograficznych w tle zwiedzamy wymarły krajobraz i oglądamy ludzi duchy, którzy mimo zakazu wrócili na stare śmieci, bo – paradoksalnie – tylko tu mogą żyć. W zdrowym świecie traktowani są w najlepszym razie jako dziwadła, częściej – jak zagrożenie. Opowiadają o katastrofie, o życiu w Związku Radzieckim, odgrywają scenki, ale też pytają: o odpowiedzialność władz i swoją, o słuszność własnych wyborów, znaczenie patriotyzmu. Spektakl nie jest wybitny, ale siła opowieści z nawiązką równoważy braki inscenizacyjne, a aktorzy Studia dają z siebie wszystko.
Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa, reż. Joanna Szczepkowska, Teatr Studio w Warszawie