Inscenizacją „Szkoły żon” Moliera Teatr Polski powraca do swojego stylu wystawiania klasyki à la paryska Comedie Française – kostiumowo, ponadczasowo, bombastycznie i bez poczucia humoru. Molier w rękach dawnego reżysera paryskiej sceny Jacquesa Lassalle’a i jej niedawnego aktora Andrzeja Seweryna w głównej roli Arnolfa, hodowcy żony idealnej, przypomina tych salonowych nudziarzy, którzy straszą towarzystwo powtarzanymi w nieskończoność dykteryjkami z zamierzchłej przeszłości. Czy grana ciężko, tonąca w popisach retoryki, historyjka o starcu, który trzyma w zamknięciu ubezwłasnowolnioną dziewczynę, ma być nawiązaniem do sprawy Josefa Fritzla, który latami więził i gwałcił córkę? Część widzów klaskała w momentach wygłaszania najmniej poprawnych politycznie kwestii, więc może cały spektakl był jednak prowokacją? A może dydaktyczną opowieścią o potędze wykształcenia, bo tylko wiedza da kobiecie niezależność? Albo studium szaleństwa z miłości, i to dosłownego, bo Arnolf Seweryna na koniec naprawdę szaleje? Wszystko to są hipotezy, które przychodzą do głowy zdesperowanemu widzowi, próbującemu sobie racjonalnie wytłumaczyć sens tego trzygodzinnego seansu teatralnej nudy, którego doświadczył (pewnie nie po raz ostatni) w Polskim.
Molier, Szkoła żon, reż. Jacques Lassalle, Teatr Polski w Warszawie