Pamiętasz swój pierwszy koncert?
Fragmenty. Rodzice opowiadali mi, że bardzo się bali, czy nie ucieknę albo się nie rozpłaczę. Grałem w dwutysięcznej Wielkiej Sali Konserwatorium Moskiewskiego im. Czajkowskiego. Miałem pięć lat. Byłem więc całkowicie nieprzewidywalny. Ale poszło dobrze.
Co robisz przed koncertem?
Jeżdżę windą, biegam, chodzę.
Twój tata mówi, że gdy wchodzisz na estradę, zmieniasz się nie do poznania.
Lubię grać, gdy widzę, że ludziom sprawiam tym przyjemność.
A po koncercie umierasz ze zmęczenia?
Nie, żałuję, że to się już skończyło.
Kiedyś uczyłam się śpiewu. Wiem, że to można nieprawdopodobnie kochać.
Tak, całą muzykę. Człowiek się od niej uzależnia. Wszystko staje się dookoła muzyką. Nawet las.
Chcesz być jak kto?
Nie chcę być jak ktoś, chcę być jak ja sam.
Ale masz autorytety?
Rodziców. Oboje są pianistami. Mama, Tatiana Szebanowa, jest laureatką drugiej nagrody w konkursie chopinowskim w 1983 r. Jestem teraz w jej klasie fortepianu, w średniej Szkole Muzycznej im. Szymanowskiego w Warszawie. Tata też jest znanym pianistą. Dziadek z Moskwy jest fizykiem jądrowym, a babcia - pianistką. Autorytetem jest także dla mnie Rachmaninow. Zna pani II koncert? Coś nieprawdopodobnie pięknego.
A dlaczego Rachmaninow?
Mam jego wszystkie nagrania. Był jednocześnie twórcą i odtwórcą. Grał tak, jakby za każdym razem improwizował. Nie jest raz na zawsze uporządkowany. I pisze takie wspaniałe polifoniczne melodie. Jest niezwykły.
Nie denerwuje cię to, że mówią o tobie - genialny, niezwykły, cud natury itd.?
Dążę do doskonałości, ale jej osiągnięcie jest niemożliwe. Więc celem jest samo dążenie.
Podobno piszesz utwory literackie?
Układałem kiedyś bajki. Jedną nawet sfilmowano. Opowiada ona o chłopcu, który cokolwiek narysował, stawało się rzeczywistością. Raz narysował ptaka. Chłopca porwano i kiedy spełnił żądania porywaczy, stracił swoje zdolności. Został mu tylko ptak. Napisałem także trzy książki. Staram się, żeby były ciekawe. Jedna jest o awarii samolotu, druga o ufoludkach, a trzecia sensacyjna.
W każdej są samoloty?
Nie, w trzeciej jest pojazd samolotopodobny.
Ptaki, samoloty, latanie, skąd to się w tobie bierze?
A skąd się u pani wzięła miłość do śpiewu?
Z serca i powietrza.
No widzi pani, to jest niewytłumaczalne.
Jest coś, czym się smucisz?
Kiedy mieszkałem z dziadkami w Moskwie, bardzo przeżywałem rozstanie z rodzicami, którzy dużo podróżowali po świecie i jednocześnie pracowali w Akademii Muzycznej.
Nie mogłeś mieszkać z nimi w Polsce?
To się stało możliwe dopiero, jak zbudowaliśmy dom w otulinie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego.
Teraz masz rezydencję, wspaniały sprzęt, jesteś wożony i przywożony ze szkoły. Żyjesz jak król. Co chciałbyś jeszcze mieć?
Nowy fortepian Steinwaya. Zbieramy na to pieniądze.
Dużo zarabiasz?
Coś tam zarabiam. Finansami zajmuje się tata. Mam także menedżera. Chciałbym mieć własny samolot, Wilgę, ale to niemożliwe, bo jest strasznie droga. Chciałbym jeszcze polecieć Concordem do Nowego Jorku.
Nie bałbyś się?
Przestudiowałem paryską katastrofę Concorde'a w symulatorze lotów i wiem, że on nie miał szans. Złożyło się za wiele nieszczęśliwych zbiegów okoliczności.
Gdybyś nie miał zostać pianistą, to kim chciałbyś być?
Malarzem, może pilotem.
Widzę na ścianie całą galerię twoich prac. Zwłaszcza te dwa błękitne drzewa - chyba olej - są olśniewające.
Lubię malować. I kleić modele samolotów. Niektóre sam projektuję z kartonu. Będę teraz budował model ponaddwumetrowego szybowca z instalacją elektryczną.
Stajesz się znany.
Wiele osób podchodzi do mnie na ulicy, prosi o autografy.
To cię nie męczy?
Nie, to miłe. Wywiady mnie męczą. Strasznie ich dużo. Radio Tok FM zadzwoniło do mnie, gdy podziwiałem fiordy w Norwegii. Widziała pani fiord? Woda jest w nich seledynowa. Takiego samego koloru jak ten, który widziałem lecąc nad nimi w symulatorze.
Chmury też w tej maszynie widzisz?
Można zamówić określone warunki pogodowe. Przed lotem na koncert przelatuję tę samą trasę w symulatorze. I wszystko się potem zgadza.
Ile ty codziennie ćwiczysz, Stasiu?
Cztery godziny.
To katorga?
Nie, skądże, przyjemność. Dwie godziny, przerwa i znów dwie godziny.
Masz taką niebywałą biegłość techniczną, że myślałam, iż ćwiczysz po 10 godzin.
Można ćwiczyć krócej, lecz efektywniej.
Ale w twoim wieku...
Gram utwory proporcjonalnie do swojego wieku.
No, nie opowiadaj. Mając 13 lat nie gra się tak dorosłych koncertów.
Ale gdy miałem 5 lat, to nie grałem etiud Chopina, które gram teraz. Chciałbym je wszystkie nagrać, jak to zrobili rodzice.
Dostałeś kiedyś w skórę?
Jak byłem mały. Wcale nie jestem taki grzeczny, jak się wydaje. Tacie wsypałem raz sól do herbaty.
Nigdy ci coś nie odbiło, nie zaszalałeś?
Chłopcy w moim wieku na przykład na wycieczce piją piwo, palą papierosy. Popisują się. Bo to chyba nie autodestrukcja?
A ty?
Nie byłem na takiej wycieczce.
Czego się boisz?
Trochę ciemności. Trema to też strach, ale mnie ona nie paraliżuje. Mam jej ani za mało, ani za dużo, w sam raz. Gdy zaczynam grać, ona mija. Gdy byłem mały, w ogóle jej nie miałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że mnie słucha tyle ludzi.
Czasem to co nadzwyczajne w niezwykłych dzieciach, gdzieś się potem rozmywa, ginie. Stają się dorosłymi zwyczajnymi. Nie boisz się, że stracisz nadzwyczajność?
Biorę to pod uwagę. Coś może się stać z rękami, wiele innych złych rzeczy.
Jest coś związanego z muzyką, czego nie lubisz?
Matematyki i historii w szkole muzycznej. Klasówek też nie lubię.
Widzisz jakieś wady w swoim graniu?
Staram się grać tak, jak napisał kompozytor. Na jednym z konkursów chopinowskich ktoś grał Balladę F-dur Chopina pomijając niektóre oznaczenia słowne i łuki. Grał po swojemu i to nie była ballada i nie był Chopin. A kompozytor daje drogowskazy.
A interpretacja?
To coś naturalnego. Nie można się jej nauczyć sztucznie. Tak się gra, jak się czuje. Lecz trzeba być w zgodzie z kompozytorem. On się męczył, darł kartki, wyrzucał, wreszcie znalazł wersję, która wyrażała jego uczucia. Zapisał nuty, przemówił do mnie szyfrem. Nie można go lekceważyć.
Co lubisz grać?
Nie gram tego, czego nie lubię. Najłatwiej grać własne utwory. Staram się komponować. Chciałbym także nauczyć się dyrygentury jak Rachmaninow.
Słuchałam płyty z Koncertem e-moll Chopina nagranym na żywo. Jest w nim coś bardzo czystego i radosnego. I ani jednej pomyłki, żadnego "dostawionego" dźwięku. Nigdy nie miałeś wpadki?
Raz o mało do niej nie doszło. Stroiciel zostawił klucz w fortepianie. A raz, kiedy chciałem zagrać na bis po koncercie z Agnieszką Duczmal, nagle odjechał ode mnie fortepian.
Lubisz rozmawiać z publicznością, prawda? "Co teraz zagram, jak państwo sądzą?".
Kiedy tak rozmawiam, wytwarza się bardzo miła atmosfera. I wszyscy się cieszą.
Nie sądzisz, że zostałeś bardzo obdarowany? Jakby Bóg ujął tysiącom innych dzieci i przeniósł to na jednego Stasia Drzewieckiego?
Przeczytałem niedawno wiersz ks. Twardowskiego "Niesprawiedliwość". Bardzo lubię wiersze tego poety. Trzeba się wczytać w ich sens, jest w nich ukryty.
Też szyfr, prawda?
W muzyce potrzebny jest pośrednik, żeby szyfr odczytać. A w poezji każdy odczytuje sam, to wspaniałe.
Dlaczego podobała ci się właśnie "Niesprawiedliwość"?
Gdyby wszyscy zostali obdarowani tak samo, nikt nikomu nie byłby potrzebny. Niesprawiedliwość jest usprawiedliwiona.
Chciałbyś wygrać konkurs chopinowski?
Pewnie, że chciałbym.
Ale może będzie ci to niepotrzebne, bo sam się wypromujesz? Kisyn, który zaczynał karierę mniej więcej w twoim wieku, nie wygrał żadnego konkursu, a jest sławą.
Konkursy nie są sprawiedliwe. Nie można przecież oceniać różnych osobowości muzycznych. Każda jest w swoim rodzaju.
Ale wygrałeś dwa konkursy: Eurowizji w Bergen i Europejski Festiwal Telewizyjny w Alicante.
Miałem wielkie szczęście. Słyszała pani ten pisk, kiedy ogłaszano w telewizji wyniki? Trzecie miejsce pianista z Rosji - ogłosił spiker. Trudno - myślimy sobie z rodzicami. Nie nagrodzą przecież dwóch pianistów. I nagle - Grand Prix dla mnie. Słuchało mnie 10 milionów ludzi, nawet o tym nie wiedziałem.
Kisyna i Mutter wypromował Karajan. Zwrócił na nich uwagę. Chciałbyś, żeby ktoś pomógł tobie?
Pewnie, że chciałbym. Każdy chce zostawić po sobie jakiś ślad, choćby mały. Czasem może to być tylko wpływ na innych ludzi. Jeśli się nie zostawi śladu - po co człowiek w ogóle jest? Zużywa tylko niepotrzebnie tlen.
Może Zimerman mógłby otoczyć cię opieką? Podałby pałeczkę młodszemu z rodzinnego kraju...
Słuchałem, jak grał w Warszawie. Orkiestra i pianista stanowili jedność. Nie było to na zasadzie solista i akompaniament. Coś wspaniałego.
Dużo koncertujesz?
Różnie. Rodzice i impresario wiele propozycji muszą odrzucać, bobym grał i grał. A przecież normalnie chodzę do szkoły.
Ale Carnegie Hall jeszcze przed tobą.
Każdy marzy o tej sali.
Na co przeznaczyłeś dietę dołączoną do Paszportu "Polityki"?
Kupiłem sobie profesjonalny komputer do odtwarzania muzyki koncertowej. Mogę analizować każdy instrument. Wszystko w nim słychać.
Paszport już masz, teraz tylko bilet na Concorde' a i prosto do Carnegie Hall. Życzę ci, żeby odbyło się to nie tylko w symulatorze.
Rozmawiała Barbara Pietkiewicz