PIOTR SARZYŃSKI: – Czym są śmieciorośliny?
DIANA LELONEK: – Najprościej mówiąc, to niepotrzebne przedmioty, które zostały wyrzucone przez ludzi. Po pewnym czasie są one absorbowane przez rośliny, owady, ślimaki itp. Śmieć staje się rodzajem habitatu dla przyrody, zyskuje nową funkcję: podłoża, domu. Mszaki np. potrafią się zaczepić i rosnąć nawet bezpośrednio na plastiku. Wszystkie cywilizacyjne odrzuty, które stają się częścią przyrodniczego obiegu, są śmiecioroślinami. I to one mnie interesują.
Gdzie ich pani szuka?
Na dzikich wysypiskach śmieci, składowiskach odpadów, ale też przy drogach, w pobliżu wsi, gdzie stare sprzęty lub odpady pobudowlane ludzie często po prostu wynoszą lub wywożą do lasu czy na pole. Jest taka duża łąka pod Grudziądzem, z której pochodzi dużo śmiecioroślin. Z dala i na pozór wygląda normalnie. Ale gdy się po niej idzie, to dopiero widać, że całe jej podłoże składa się z tworzyw sztucznych. Słyszymy, że coś trzaska pod stopami, ale to nie gałązki, tylko plastiki. Czujemy miękkie podłoże, ale to nie mech ani gleba, ale porośnięte mchami włókno mineralne.
Wszystkiego jednak nie da się zebrać. Potrzebna jest jakaś selekcja. Wedle jakich kryteriów jedne zabiera pani ze sobą, a drugie zostawia?
Najważniejsze to stopień zintegrowania się sztucznego podłoża, czyli, mówiąc wprost, śmiecia z materią organiczną. Oczywiście najbardziej fascynujące są te śmieciorośliny, w których owo połączenie obu światów zaszło najdalej. Ale tu pojawia się pewna pułapka. Otóż nie zabieram ze sobą tych śmiecioroślin, w których oba światy tak się zrosły, iż mam poczucie, że usuwając je, naruszam pewien ekosystem. Na przykład, gdy śmieciorośliny wygenerowały powstanie mrowiska lub habitat dla ślimaków lub płazów.