Morderca też człowiek
Magnus von Horn dla „Polityki”: W Polsce żyję od lat. Nic o was wcześniej nie wiedziałem
Janusz Wróblewski: – Czuje się pan obco w Polsce?
Magnus von Horn: – Jestem obcokrajowcem, nie ukrywam tego. Urodziłem się w Göteborgu, w Polsce żyję od 10 lat. Tu studiowałem, założyłem rodzinę, zrobiłem swój pierwszy film. Ostatnie zmiany polityczne trochę mnie niepokoją. Jednak na razie nie zamierzam stąd uciekać.
Czego się pan boi?
Nie chciałbym mieszkać w kraju izolowanym, w którym Kościół, religia i polityka stanowią jedno. Wierzę w społeczeństwo otwarte, gdzie ludzie się mieszają i coś fajnego z tego wychodzi. Polska rozwijała się w dobrym kierunku. Teraz się cofnęła.
Kultura też?
Martwi mnie, co się stanie z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej, czy za dwa lata da się jeszcze robić filmy, które nie będą patriotyczne ani propagandowe. Na razie słyszę uspokajające głosy, że PiS nie zepsuje wszystkiego. Rozumiem, że po wygranych wyborach prawica realizuje określoną politykę kulturalną. Znaczna część środowiska filmowego nie jest jednak tym zainteresowana. Sztuka powinna pozostać krytyczna, ukazywać bardziej skomplikowane zjawiska. Nie uspokajać, tylko prowokować.
Pan chce robić szwedzkie filmy w Polsce?
Nie, polskie filmy w Polsce. Jest jakiś straszny problem, że Szwed kręci tu filmy. Wszyscy mnie pytają, czy czuję się Polakiem, czy „Intruz” jest dziełem polskim. Dzielą na swoich i obcych. To mnie dziwi. Jakby nie mogła powstać normalna koprodukcja ze skandynawskimi aktorami mówiącymi po szwedzku oraz developmentem i postprodukcją z waszej strony.
Niedawno uhonorowano pana Guldbagge – nagrodą Szwedzkiej Akademii Filmowej za najlepszy film i reżyserię. Jak Szwedzi patrzą na „Intruza”?