Dokument bez tytułu
Paszporty POLITYKI

Skrzypaczka z męskiej linii

Rozmowa z Aleksandrą Kuls

Aleksandra Kuls: Interesuję się duchowością, teologią. A poza tym uprawiam sporty: bieganie, pływanie, jazdę na rowerze, rolkach, rzadziej na nartach. Aleksandra Kuls: Interesuję się duchowością, teologią. A poza tym uprawiam sporty: bieganie, pływanie, jazdę na rowerze, rolkach, rzadziej na nartach. Dariusz Kulesza / Agencja Gazeta
Rozmowa z Aleksandrą Kuls, laureatką Paszportu POLITYKI w dziedzinie muzyki poważnej.
Tradycje muzyczne w naszej rodzinie są od pokoleń - opowiada tegoroczna laureatka Paszportu POLITYKI w dziedzinie muzyki poważnej.born1945/Flickr CC by SA Tradycje muzyczne w naszej rodzinie są od pokoleń - opowiada tegoroczna laureatka Paszportu POLITYKI w dziedzinie muzyki poważnej.

Dorota Szwarcman: – Na Konkursie im. Wieniawskiego doszła pani do półfinału, ale za to otrzymała pani nagrodę Wandy Wiłkomirskiej i została doceniona przez kapitułę krytyków. Czy te nagrody nadały rozpęd pani karierze?
Aleksandra Kuls: – Jak najbardziej, chociaż nie nazywam tego karierą. Mam przed sobą bardzo wiele koncertów w Krakowie, Warszawie i innych miastach. Przychodzą zróżnicowane propozycje: recitali, półrecitali i – z czego szczególnie się cieszę – występów z orkiestrą.

Chyba nie miała wcześniej pani wiele okazji do grania z orkiestrą.
Nie miałam, ale zaraz po konkursie, w grudniu, pojawiły się takie zaproszenia. Teraz czuję się pewniej na dużej scenie.

Jest was piątka rodzeństwa – wszyscy grają albo grali?
Tak. Moja młodsza siostra teraz kończy średnią szkołę muzyczną, jest pianistką. Może w przyszłości stworzymy duet? Jedna ze starszych sióstr gra na wiolonczeli, a druga kończy studia na architekturze krajobrazu; grała na skrzypcach. Brat, który już ma własną rodzinę, grał kiedyś na fortepianie.

Rodzice też mają wykształcenie muzyczne?
Tradycje muzyczne w naszej rodzinie są od pokoleń. Mama uczyła się kilka lat gry na fortepianie, a tata na akordeonie. Nasze dwie prababcie były pianistkami (babcia też), a dziadkowie i wuj – grali na skrzypcach.

Poszła pani w takim razie męską linią.
To zabawne, ale można tak powiedzieć. Babcia, kiedy jeszcze z nami była, często nam grała. Chodziliśmy też na koncerty. Dla mnie pójście do szkoły muzycznej było bardzo naturalne.

Chyba nie było łatwo, kiedy wszyscy musieli ćwiczyć?
To prawda, ale w okresie, kiedy ja ćwiczyłam, grałyśmy już tylko we trzy: oprócz mnie młodsza i starsza siostra, więc zawsze można było znaleźć jakieś trzy pokoje, żeby każda ćwiczyła u siebie – pianistka tam, gdzie pianino, a my pozostałe w swoich pokojach. W sumie to brzmiało interesująco...

Czy muzykujecie razem w rodzinie?
Oczywiście. Głównie w święta, ale zdarza się też przy innych okazjach. Mieszkamy na warszawskiej Sadybie, gdzie odbywa się festiwal Otwarte Ogrody Sadyby. Grałyśmy na nim niedawno w trio z dwiema siostrami. Teraz grywamy rzadziej, bo przecież studiuję w Krakowie.

Jak trafiła pani do Krakowa do klasy prof. Kai Danczowskiej? Wygląda na to, że to była bardzo trafiona decyzja.
Wybierałam się na kurs do Jadwisina, który miała prowadzić Wanda Wiłkomirska, ale niestety na tydzień przed kursem zachorowała i na zastępstwo zaprosiła panią Kaję Danczowską. Ja już wtedy zastanawiałam się, czy byłaby możliwość dostać się do pani Danczowskiej na jakiś kurs, choć słyszałam, że raczej nie prowadzi kursów. Miałam więc wielkie szczęście, że zgodziła się przyjąć tę propozycję. Szybko okazało się, że mamy bardzo dobry kontakt. Jeszcze pół roku później pojechałam do Rzeszowa, gdzie pani Danczowska miała jednodniowy kurs, i tam też miałam jedną krótką lekcję, która mnie utwierdziła, że wyjazd do Krakowa to dobry wybór.

Jeździła pani także na inne kursy?
Zwykle jeżdżę w wakacje. To i odpoczynek, i praca. Bywałam na kursach w Polsce, w Łańcucie czy Nowym Sączu, ale i za granicą, np. w zeszłym roku na kursie muzyki kameralnej Musica Mundi w Brukseli. Taki wyjazd bardzo pozytywnie wpływa na rozwój. Dobry jest zarówno kontakt z własnym profesorem w innych, wakacyjnych warunkach, jak też z innymi profesorami, którzy przekazują nieraz cenne uwagi.

A jak pani wspomina spotkanie z Maximem Vengerovem?
Bardzo dobrze. Spotkałam go najpierw (po eliminacjach do Konkursu im. Wieniawskiego) właśnie na Musica Mundi w Brukseli, gdzie prowadził orkiestrę, a w tydzień później na kursie w Gdańsku. To niezwykły człowiek, niedościgniony muzyk i wspaniały pedagog. Ważne jest dla mnie również, że jego wizja muzyki nie odbiega od tej, którą przekazuje mi pani Danczowska. Pani profesor obserwowała wtedy kurs w Gdańsku; bardzo ceni uwagi Maxima Vengerova i jego sposób prowadzenia zajęć.

Dużo pani ćwiczy?
Przed konkursami, głównie przed Wieniawskim, moje życie było „jednym wielkim ćwiczeniem”. W ferie mam czas, aby nie grać przez kilka dni, nabrać dystansu. Myślę, że to jest potrzebne zarówno mnie, jak i instrumentowi. Ciekawe, że kiedy biorę z powrotem skrzypce do ręki, mają inne brzmienie. Ten powrót jest zawsze przyjemny. Kiedy opracowuję nowy program, staram się ćwiczyć trzy do pięciu godzin.

Czy jakaś muzyka jest pani szczególnie bliska?
Mogę grać bardzo różne utwory, i Mozarta, i Brahmsa, i muzykę nową. We wszystkim jestem w stanie się odnaleźć i cieszę się z tego.

Uprawiała pani też kameralistykę. Kiedy opracowywałam pani biogram, ludzie się dziwili: no, jak to jest możliwe, żeby w tym wieku miała pani za sobą sześć lat bycia prymariuszką kwartetu.
To zasługa Magdaleny Szczepanowskiej, mojej pani profesor ze szkoły. Sama jest wspaniałą kameralistką i bardzo dbała o to, żeby jej uczniowie grali w wielu zespołach. Od kiedy przyszłam do jej klasy, grałam w kwartetach i duetach. W kwartecie Qualità graliśmy w stałym składzie przez całe gimnazjum i liceum, czyli sześć lat. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Nauczyliśmy się wiele, zdobyliśmy nagrody na konkursach w Polsce i na Słowacji. Myślę, że to dobrze, kiedy solista potrafi grać kameralnie.

Duet skrzypiec z fortepianem też jest kameralistyką.
Tak, i to w dodatku kameralistyką trudną. My, skrzypkowie, jesteśmy uczeni tego, żeby grać solistycznie i prowadzić pianistę. Nagle się okazuje, że trzeba też dać pianiście dojść do głosu. Zresztą w niektórych sonatach partia skrzypcowa jest prostsza od fortepianowej, są sonaty na fortepian i skrzypce – nie odwrotnie.

Na Konkursie im. Wieniawskiego duże wrażenie zrobiła wasza gra z Marcinem Koziakiem.
Długo pracowaliśmy nad tym występem. Na szczęście mieliśmy do grania bardzo przyjemne utwory. Dobrze wspominam ten etap konkursu. Grywam też jeszcze z Justyną Danczowską i Sławomirem Cierpikiem.

Podobno próbowała pani też komponować?
Tak, to było wcześniej, kiedy nie byłam jeszcze aż tak ukierunkowana na skrzypce i miałam więcej czasu. To była taka naturalna potrzeba. Ponieważ zaczynałam od fortepianu jako pięciolatka, to mam napisanych bardzo dużo miniatur na fortepian. Na skrzypcach uczyłam się grać od pierwszej klasy i kompozycji na ten instrument mam trochę mniej. Teraz to w ogóle zeszło na drugi plan, ale nie wykluczam, że kiedyś pójdę na studia, żeby poduczyć się kompozycji. Myślę, że musiałabym się temu poświęcić tak jak graniu solowemu. Trudno połączyć dwie specjalizacje.

Czy poza muzyką ma pani jeszcze czas na jakieś zainteresowania?
Interesuję się duchowością, teologią.

Podobnie jak Rafał Blechacz. Interesował się teologią, teraz studiuje filozofię.
Na drugie studia jeszcze nie mam czasu (może kiedyś znajdę), ale czytam dużo książek religijnych i filozoficznych. Myślę, że to zainteresowanie jest ważne dla mojego rozwoju osobistego. A poza tym uprawiam sporty: bieganie, pływanie, jazdę na rowerze, rolkach, rzadziej na nartach.

Nie straszą pani, że coś się stanie złego z rękami?
Straszą nieraz okropnie, ale nie daję się zastraszyć. Aktywne życie jest ważne dla muzyków. Na uczelniach wychowanie fizyczne jest spychane na drugi plan, a przecież zawdzięczamy mu sprawność. Skrzypkowie na przykład grają w bardzo nienaturalnej pozycji, niezdrowej dla sylwetki. Polecam więc aktywność wszystkim.

Plany na przyszłość?
Powoli się rozglądam za następnym konkursem. Mam już za sobą największy w Polsce, teraz więc kolej na zagraniczne.

rozmawiała Dorota Szwarcman

Aleksandra Kuls, ur. w 1991 r. w Warszawie. Jest studentką krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie skrzypiec prof. Kai Danczowskiej. Podczas zeszłorocznego Konkursu im. Wieniawskiego doszła do półfinału i zdobyła Nagrodę im. Wandy Wiłkomirskiej za najlepsze wykonanie utworu Karola Szymanowskiego oraz Nagrodę Specjalną Kapituły Krytyków. Nagradzana także m.in. na Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Georga Philippa Telemanna w Poznaniu (2007 r.) i Międzynarodowym Konkursie na Skrzypce Solo im. Tadeusza Wrońskiego w Warszawie (2009 r.). Jako solistka debiutowała mając 10 lat. Występowała w kraju i za granicą. Z kwartetem smyczkowym Qualità, w którym grała I skrzypce, otrzymała m.in. I nagrodę na konkursie Talents for Europe na Słowacji (2008 r.). Była stypendystką Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, Fundacji Vide Supra, a obecnie MKiDN oraz Fundacji Pro Musica Bona.

Polityka 09.2012 (2848) z dnia 29.02.2012; Kultura; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Skrzypaczka z męskiej linii"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną