Bezkrwawa potyczka jazzowa
Recenzja płyty: Sing Sing Penelope + Andrzej Przybielski, Stirli People
Koncertowa płyta bydgoskiego kwintetu jazzowego pokazuje, co to znaczy, gdy na drodze zespołu o raczej stabilnej stylistyce stanie charyzmatyczny intruz. Okrzyknięto ich, obok innych młodych grup, jak Contemporary Noise Quintet czy Pink Freud, nowym obliczem polskiego jazzu, jednocześnie garściami czerpiącego z tradycji i otwartego na nowinki. Stworzyli charakterystyczne brzmienie, oparte na jazzrockowych patentach, transowości i chłodnych, przestrzennych klimatach. Filmowość i powściągliwość przerywały czasem skrzypce lub gorący saksofon.
Odkąd na ich drodze stanął człowiek legenda polskiej sceny jazzowej, niepokorny Andrzej Przybielski, 'czasem' zamieniło się w 'często'. Melancholijną nutę „szlag trafił", a muzyka nabrała freejazzowego, choć bynajmniej nie gwałtownego ognia i dodatniej, choć raczej nie gorącej temperatury. Zarejestrowany w łódzkim klubie Jazzga koncert napędza nieobecna wcześniej w muzyce zespołu energia. Grupa z jednej strony wchodzi w dialog z ekspresyjną i dominującą stylistyką gościa, z drugiej nie traci tożsamości: nie zapamiętuje się w improwizacjach, stroni od natłoku, motywy przewodnie są wyraziste i melodyjne, brzmienia dopracowane, czasami zwyciężają eteryczne klimaty. Ekspresyjne dęciaki, obok subtelnej perkusji i psychodelicznych klawiszy jakby żywcem wyjętych z lat 70. Bogactwo instrumentów w rękach pomysłowych instrumentalistów nie pozwala się nudzić.
Zderzenie charakterów i pokoleń buduje napięcie. Jednocześnie muzycy mają tyle kultury, że nie przeradza się to w walkę, lecz w syntezę przeciwieństw. Dla zespołu odświeżający zastrzyk i porcja bardziej drapieżnej energii, która być może uchroni go przed skręceniem w zaułek salonowego jazzu.
Sing Sing Penelope + Andrzej Przybielski, Stirli People, Monotype Records 2009