Muzyka

Radość, aż boli

Recenzja płyty: Nick Cave and the Bad Seeds, „Wild God”

materiały prasowe
Rwie się to momentami jako całość, ale działa na emocje i dopisze się do długiej już listy zwycięstw w dyskografii autora.

Jak śpiewa Nick Cave w żałobie, wiemy z przerażająco smutnej płyty „Skeleton Tree”. Nowy album „Wild God” zapowiadano jako najradośniejszy od dawna, choć to rzecz względna – w innym kontekście zbolały ton głosu lidera The Bad Seeds kazałby się domyślać, że raczej żegna się z życiem, niż je celebruje. To bardziej powrót do punktu wyjścia: kolejny zwrot w stronę Biblii, w którym Cave brzmiałby jak karykatura samego siebie – uwięzionego na zawsze w historiach o Bogu, bólu i miłości – gdyby nie to, że ten jego zaklęty krąg tematów znowu okazał się inspirujący i przyniósł bardzo udane utwory.

Nick Cave and the Bad Seeds, Wild God, PIAS

Polityka 37.2024 (3480) z dnia 03.09.2024; Afisz. Premiery; s. 75
Oryginalny tytuł tekstu: "Radość, aż boli"
Reklama