Płyta bez zadr
Recenzja płyty: Jazz Band Młynarski-Masecki, „Płyta z zadrą w sercu”
Nie sposób bez uśmiechu napisać, że to „nowa płyta” Jazz Bandu Młynarski-Masecki. Bo brzmi, jak gdyby autorzy znaleźli ostatniego żyjącego realizatora z przedwojnia i odkryli ostatnie sprawne studio z epoki. To zresztą pierwsze zaskoczenie wobec znanej już z „Nocy w wielkim mieście” (i sprawdzonej) konwencji odtwarzania zerwanej tradycji warszawskich bandów jazzowych. W rzeczywistości naprawdę znaleźli człowieka – ale dość młodego, Philipa Krausego z legendarnego studia Emila Berlinera – i mikrofony z muzealnych zbiorów, dzięki czemu sesje w warszawskim radiowym S-4 dały pełny efekt wehikułu czasu. Drugie zaskoczenie to kształt grupy – Jan Młynarski i Marcin Masecki obudowali skład zespołu sześcioosobową sekcją smyczkową, która aranżacjom dodaje lekkości i rzewnego klimatu starego kina, i zaprosili kolejnych muzyków, m.in. trębacza Emila Miszka i – gościnnie – saksofonistę Kubę Więcka. Repertuar to wydłużone i rozbudowane w partiach solowych utwory Karasińskiego, Warsa, Ferszki i innych. Z detalami w stylu frazy ze świetnego „Abram, ja ci zagram!”, gdzie zamiast „gdy zjawia się na fiksie” Młynarski wydaje się (a dykcję ma przedwojenną) śpiewać „na wiksie”. Może to i drobne współczesne mrugnięcie okiem w rekonstrukcji perfekcyjnej, bez zadr.
Jazz Band Młynarski-Masecki, Płyta z zadrą w sercu, Toinen/Agora