Na poprzedniej płycie Taco Hemingway patrzył na Polskę z perspektywy Brukseli, plotkarskie serwisy informują, że wyniósł się do Londynu, ale Warszawa nie przestaje go inspirować. Choć patrzy na nią trochę jak turysta. Z maską antysmogową w bagażu podręcznym przylatuje do kraju wojny polsko-polskiej, o której – jak konstatuje – „wszystko już opowiedziała Masłowska”. Nie ma tu presji na opowiadanie czegokolwiek konkretnego, chodzi raczej o to, żeby wydać nową płytę latem, jak co roku. Efekt jest lekki, leciutki nawet – niby dobrze, bo to lato, całość brzmi jak nagrana od niechcenia, trochę w duchu pierwszych nagrań Taco. Choć zarazem z powodu tego braku zaangażowania i dramatu (jeśli coś spędza sen z powiek jego kolegom, to raczej brexit: „Czy będzie twardy, al dente czy miękki?”) całość cierpi. Ilustracją problemu jest duet z Dawidem Podsiadłą „W piątki leżę w wannie”: „Widziałem wszystko, co było i będzie/Wiem kto z kim, co i gdzie brał”. Niby atrakcyjne, a jednak rozczarowujące. Bardziej przekonujący jest drugi utwór z Podsiadłą (i Rosalie), „Sanatorium”: „Bardzo lubię kiedy masz warszawski chód/Ciężko to opisać, to jest taki dziarski trucht”. Taco najwyraźniej zwolnił.
Taco Hemingway, Pocztówka z WWA, lato ’19, Taco Corp