Brudny rock and roll
Recenzja płyty: Admiral Sir Cloudesley Shovell, „Keep It Greasy!”
Zacznijmy od trudnej do zapamiętania i pretensjonalnie długiej nazwy zespołu – Admiral Sir Cloudesley Shovell. Jak podają źródła, taki admirał rzeczywiście istniał i w XVII w. był dowódcą w brytyjskiej marynarce wojennej. W XXI w. stał się patronem rockowego tria z angielskiego portowego miasta Hastings. Panowie Bill Darlington (perkusja), Louis Comfort-Wiggett (bas) i Johnny Gorilla (gitara, śpiew) działają wspólnie od 2008 r. i mają już na koncie trzy duże płyty. Najnowsza z nich nosi tytuł „Keep It Greasy!” i wypełniona jest bardzo niemodną mieszanką agresywnego rocka, blues rocka, proto-metalu (zapożyczyłem ten termin od angielskiego recenzenta) i wszystkiego, co nie jest ładną piosenką. Korzenie tego typu grania sięgają takich wykonawców, jak MC5, Captain Beefheart czy Blue Cheer.
„Keep It Greasy!” to album, który dowodzi, że na Wyspach nie wszyscy jeszcze zapomnieli o istnieniu krwistego, zadziornego, brudnego rock and rolla, który nie potrzebuje gładkiej komputerowej obróbki i migającego ledowymi panelami festiwalowego tła.
Admiral Sir Cloudesley Shovell, Keep It Greasy!, Rise Above
Ocena: 4,5/6