Muzyka

Kocie czarowanie

Recenzja płyty: Lilly Hates Roses, „Something to Happen”

materiały prasowe
Subtelne śpiewanie z oszczędnym akompaniamentem ma nieoczekiwanie wielką siłę.

Uwaga, ważny debiut! Poznańsko-toruński duet Lilly Hates Roses – czyli Kamil Durski i Kasia Golomska – już za chwilę może być w czołówce szeroko pojętej muzycznej alternatywy. Album „Something to Happen” powinien być przepustką nie tylko na krajowe, ale i światowe festiwale. Kamil ma wielki talent do układania melodii, Kasia uwodzi swoim dziewczęcym, trochę kocim głosem, który pięknie się harmonizuje z brzmieniem akustycznej gitary i drugim wokalem Kamila. Czasem wtrącają się inne instrumenty, np. perkusyjne przeszkadzajki, nie dla hałasu jednak, ale dla nastroju. I to subtelne śpiewanie z oszczędnym akompaniamentem ma nieoczekiwanie wielką siłę (vide: piosenka „Youth” – i przy okazji gratulacje dla producenta Macieja Cieślaka).

Ich muzykę określa się mianem indie-folku, ale jest pewne, że starszym słuchaczom będzie przypominać legendarny folk hipisowski z lat 60., grany choćby przez Johna Sebastiana na słynnym Woodstocku. Zatem: Kasiu i Kamilu, trzymajcie tak dalej!

Lilly Hates Roses, Something to Happen, Sony Music

Polityka 30.2013 (2917) z dnia 23.07.2013; Afisz. Premiery; s. 63
Oryginalny tytuł tekstu: "Kocie czarowanie"
Reklama