Zbieżność inicjałów przypadkowa
Recenzja płyty: Texas Hippie Coalition, "Peacemaker"
Texas Hippie Coalition, Peacemaker, Carved Records
Zestawienie w jednej nazwie słów „Texas” i „hippie” wydaje się pomysłem nieco abstrakcyjnym. Wszak mieszkańcy południa Stanów Zjednoczonych zawsze bliżsi byli konserwatywnemu światopoglądowi i z ideologią hipisowską nie było im za bardzo po drodze. Niemniej to właśnie w Teksasie powstała grupa Texas Hippie Coalition (skojarzenia inicjałów zapewne przypadkowe). Członkowie zespołu postanowili, wbrew nazwie, w swej muzyce połączyć elementy southern rocka i ciężkiego metalu. Jak postanowili, tak zrobili, i w 2008 r. wydali pierwszą płytę, zatytułowaną „Pride of Texas”. Brzmienie zespołu przywodzi na myśl zarówno takie grupy, jak Lynyrd Skynyrd, jak i np. Pantera. Najnowszy, trzeci album THC zatytułowany jest „Peacemaker” i przynosi 11-odcinkowy zestaw mocnego grania z chropowatym, absorbującym słuchacza wokalem Big Dad Ritcha. To propozycja dla odbiorców dysponujących porządnym zestawem odsłuchowym, bo cichutkie odtwarzanie tej płyty to zwyczajna strata czasu.