Długodystansowiec rocka w pełni sił
Recenzja płyty: Neil Young and Crazy Horse, "Psychedelic Pill"
No, może upiekłoby się jeszcze kilku innym dinozaurom, takim jak Bob Dylan czy Van Morrison. Neil Young bowiem, zaledwie cztery miesiące po publikacji (czerwiec 2012 r.) średnio przyjętej, patriotyczno-folkowej coverowej pozycji „Americana”, atakuje rynek potężnym, dwupłytowym, autorskim zestawem muzycznym „Psychedelic Pill”. Mało tego, artysta ośmiela się proponować dzisiejszej publiczności pieśni zastraszająco długie. Już samo zerknięcie na czas trwania niektórych utworów może wielu bywalców dyskotek i miłośników popularnych stacji radiowych skłonić do odstąpienia od słuchania. To wielki błąd. Young wraz ze swoim zespołem Crazy Horse oferuje nam wycieczkę do krainy fantastycznej muzyki, wspaniałych brzmień, ucieczki od bezmyślnego pędu i codziennych wyścigów.
To także, zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej, wycieczka do lat 70., nostalgiczne wspomnienie świata, w którym muzyka rockowa miała zupełnie inny ciężar gatunkowy. Lekko brudny, niepudrowany rock Younga wciąga i hipnotyzuje. Blisko 17-minutowy kawałek „Walk Like a Giant” przelatuje, jakby zatrzymując czas. Jeśli tylko nikt i nic nie będzie nas poganiać, nie przestraszymy się nawet otwierającego zestaw „Driftin’ Back”. Mimo że zdumiewa ukazującym się na wyświetlaczu czasem – 27:37!. Psychedelic Pill” to wspaniały prezent na jesienno-zimowe wieczory. Muzyka, którą mało kto, tak jak Neil Young, potrafi tworzyć i śmiało proponować nie tylko swoim rówieśnikom.
Neil Young and Crazy Horse, Psychedelic Pill, Reprise 2012