Klaxons, Surfing the Void, Polydor
Surfing? Wiadomo: surfować. Void to tyle, co próżnia. Jeśli wziąć tytuł dosłownie, to już wiemy, co uprawiają muzycy brytyjskich Klaxons na drugiej płycie. Czyżby mieli aż tak duże pokłady autoironii, że przyznają się do płynięcia na fali oklaskiwanego debiutu sprzed dwóch lat? I jeszcze do tego, że oklaski były na wyrost? Dostali w końcu prestiżową nagrodę dla młodych artystów (Mercury Music Prize), a nawet etykietkę twórców nowego gatunku (new rave) – jako zespół łączący muzykę taneczną z rockiem, teoretycznie po nowemu (new), ale jednak po staremu (rave modny na przełomie lat 80. i 90.). „Surfing the Void” potwierdza, że wszystko to dostali na kredyt. Brzmią na pewno inaczej. Ciężej, bardziej mrocznie, w czym zasługa Tony’ego Viscontiego, producenta znanego z płyt Davida Bowiego. Ale utracili wszystko to, co uznawano trzy lata temu za elementy własnego stylu. To odwrotność debiutu: płyta miła w szczegółach, zagęszczonych tu i ówdzie partiach gitarowych, ale kompletnie bez wizji tego, czym chciałaby być grupa Klaxons po tym, jak już okrzyknięto ją ósmym cudem świata.
Bartek Chaciński