Międzynarodowe Czytanie

Fragment książki: „Po piśmie”

Nie napiszę listu – zadzwonię. Nie przeczytam powieści – obejrzę serial. Nie wyrażę politycznego sprzeciwu w postaci artykułu – nagram filmik i wrzucę go na YouTube’a. Nie spędzam nocy na lekturze poezji – gram w gry.

Wraz z warszawskim Teatrem Studio redakcja „Polityki” proponuje swoistą alternatywę – lub uzupełnienie – do czytanych podczas Narodowego Czytania „nowel polskich”. Wyboru książek dokonało jury, w którego skład weszli: filozofka Agata Bielik-Robson, pisarka Małgorzata Rejmer, zastępca dyrektora Teatru Studio Tomasz Plata oraz nasi redakcyjni koledzy Justyna Sobolewska i Edwin Bendyk. Jedną z naszych propozycji jest książka „Po piśmie”, której fragment publikujemy poniżej.

***

Okładka książki „Po piśmie”mat. pr.Okładka książki „Po piśmie”

Wszyscy jesteśmy świadomi zmian zachodzących w sposobach komunikacji, uczestnictwa w kulturze, w obyczajach życia społecznego. Zmian stanowiących bezpośredni skutek wprowadzania, ulepszania i łączenia kolejnych technologii służących do przekazywania wrażeń bezpośrednio do organów zmysłów; głównie – obrazu i dźwięku. Zarazem wciąż uważamy pisanie i czytanie za zgoła synonim kultury, za probierz rozwoju cywilizacyjnego.

Urodzeni i wychowani w cywilizacji pisma, nie potrafimy sobie wyobrazić cywilizacji pomijającej pismo, „wyzwalającej się” z pisma.

A tym bardziej – jej rozwoju, postępu.

Pierwsza linia obrony umysłu piśmiennego to w istocie wyznanie wiary: „nie ma kultury bez pisma”, „ludzie zawsze będą czytać książki” itd. Że już dzisiaj nie odpowiada to rzeczywistości – nie ma znaczenia. Wygłaszanie podobnych twierdzeń ma raczej sens polityczny: „skoro Iks tak mówi, to może jeszcze warto stawiać na Partię Książek”.

Druga linia obrony opiera się na trzeźwiejszych intuicjach. Bo jaki właściwie jest mechanizm tego „wyzwalania”? Przecież to nie fatum z niebios. I czy we wszystkich aspektach i dziedzinach życia objawia się tak samo, w tym samym tempie? Czy nie absolutyzujemy tu trendu chwilowego, cząstkowego?

W istocie mechanizm „wyzwalania z pisma” napędzają miliardy codziennych wyborów producentów i konsumentów kultury.

Amerykańskie Bureau of Labor Statistics prowadzi chyba najprecyzyjniejsze, najdłuższe i najbardziej rozległe badania zmian tej aktywności: ile minut każdego dnia Amerykanie poświęcają na dane czynności. W 2007 roku przeciętny Amerykanin czytał przez 0,35 godziny (czyli 21 minut). W 2017 – 0,28 godziny (16 minut i 48 sekund). W tym samym okresie sumaryczny czas oglądania telewizji i używania komputera dla przyjemności (grania na komputerze itp.) wzrósł z 2,95 godziny do 3,23 godziny. Nie są to chwilowe fluktuacje, z roczników akurat tak sprytnie przeze mnie wybranych, lecz trendy ugruntowane dziesięcioleciami obserwacji „stylu życia”. Zmienia się on fundamentalnie i nieodwracalnie.

Nie napiszę listu – zadzwonię. Nie przeczytam powieści – obejrzę serial. Nie wyrażę politycznego sprzeciwu w postaci artykułu – nagram filmik i wrzucę go na YouTube’a. Nie spędzam nocy na lekturze poezji – gram w gry. Nie czytam autobiografii – żyję celebów na Instagramie. Nie czytam wywiadów – słucham, oglądam wywiady. Nie notuję – nagrywam. Nie opisuję – fotografuję. I tak dalej, listę można ciągnąć stronami.

Nikt nie zmusza ludzi do takich wyborów. Wydają się one – każdy z osobna – naturalne.

Pojawiła się oto konkurencja dla dotychczasowych sposobów zaspokajania danej potrzeby, atrakcji, instynktu – i sposób lepszy (wygodniejszy, tańszy, łatwiejszy w zastosowaniu) wypiera sposób gorszy. Dopóki nie istniała technologia umożliwiająca przekazy alternatywne do opartych na piśmie, trwaliśmy w przekonaniu o koniecznej roli pisma. Pismo zdawało się uprzywilejowane z samej swojej natury. Teraz owo przekonanie przechodzi praktyczny test – i widzimy rezultaty.

Istnieje nadto uzasadnienie biologiczne, neurologiczne. Do czytania i pisania nie zostaliśmy przystosowani ewolucyjnie. Z punktu widzenia neuronauk są to operacje ekwilibrystyczne: skomplikowane, wieloetapowe, żonglujące symbolami i abstraktami tak oddalonymi od świata doświadczeń zmysłowych małpy, że można je uznać za torturę mózgu. Torturę także w sensie dosłownym: pośród różnych rodzajów padaczki istnieje też padaczka wywoływana użyciem języka, w szczególności czytaniem.

Bezpośredni transfer przeżyć jawi się w kontraście powrotem do natury. Patrzę – widzę. Słucham – słyszę. Żadne pośrednie operacje na symbolach nie są konieczne.

A technologia dąży do maksymalizacji wierności przekazu: takiej, w której nie jesteś w stanie odróżnić, czy patrzysz na rafę koralową, czy na obraz rafy koralowej na ekranie albo w VR.

Małpa w nas już się wyzwoliła z pisma.

Lecz nadal zasadnym pozostaje pytanie o ograniczenia i funkcjonalne zróżnicowanie tych procesów. Można ocenić poprzez taką analizę „z zewnątrz”, w których sferach życia kultura postpiśmienna zastąpi kulturę pisma z największym prawdopodobieństwem, najszybciej, przy najmniejszym oporze i świadomości zmiany.

Najoczywistsze są te pola wygaszania piśmienności, gdzie już obserwujemy procesy zastępstwa, odwracania hierarchii, narzucania wzorców nowego myślunku na dzieła i działania starego myślunku.

Przede wszystkim jest to szeroko rozumiana kultura, zwłaszcza kultura popularna. Jej przejście na technologie przeżywania właściwie już się dokonało. Nawet literatura tekstowa stała się albo świadomie snobistyczna (antypopularna), albo – popularna, ponieważ coraz bardziej jak serial, jak film, jak gra.

Polityka także już prawie w całości wydarza się w mediach postpiśmiennych i wedle reguł myślunku przeżyć. (...)

Gdzie natomiast kultura pisma zachowa dominującą pozycję najdłużej?

W matematyce i w pozostałych dziedzinach STEM. Matematyka nie istnieje bowiem poza operacjami na symbolach. Nie można uprawiać matematyki poza myślunkiem pisma. A to metodologie numeryczne, związane z eksperymentami przeprowadzanymi na mierzalnych, dyskretnych wartościach, stanowią fundament naszej cywilizacji, w tym – fundament technologii bezpośredniego transferu przeżyć.

Niemal równie silny związek występuje między myślunkiem pisma i prawem. Aby prawo istniało, musi zostać zapisane. Prawo niesione wyłącznie pamięcią ludzi nie jest prawem, lecz obyczajem, kulturą, tradycją. Nie operuje wtedy na niezależnych od wykonawców prawa niezmiennikach, regułach, na urzeczowionych analogiach, proporcjach – lecz na konkretnych, zawsze wyjątkowych osobach i na relacji do tych osób.

Jacek Dukaj, „Po piśmie”, Wydawnictwo Literackie

Przeczytaj inne fragmenty z dwudziestki wybranych przez nas książek »

.mat. pr..
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej: złoty interes patriotów. Ta historia ma dwie odsłony

Co łączy znikające sztabki złota i emeryta, który w kolejce po piwo zostaje prezesem spółki? Okazuje się, że jedno – Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Juliusz Ćwieluch
06.01.2025
Reklama