Lars Vilks leży na podłodze z kafelków w chłodni w Kopenhadze. Marznie, jest mu niewygodnie. Przed sobą ma poukładane jedna na drugiej skrzynki z piwem marki Tuborg. We wnęce przy wyjściu stoi policjant z odbezpieczoną bronią. Ktoś wrzeszcząc, dobija się do drzwi. To jeszcze jeden policjant. Zostaje wpuszczony, trzyma w rękach uniesiony do góry pistolet.
Wygląda na osobę w szoku, myśli Vilks.
Zauważa, że policjant jest ranny. To rana postrzałowa nogi, mężczyzna krwawi. Nie przestaje krzyczeć. Nie opuszcza broni. Słychać zbliżające się syreny.
Szwedzki artysta nie czuje strachu, pomimo strzałów, krwi i wrzasków.
Byli już wcześniej napastnicy, którzy próbowali go zabić. Został zaatakowany parokrotnie, potem przenoszono go do bezpiecznego pomieszczenia. Jednak teraz, kiedy leży w chłodni z nogami w dżinsach przyciśniętymi do podłogi, nie może odpędzić myśli, że tym razem jest inaczej. To, co się dzieje teraz, jest poważniejsze od wszystkiego, co zdarzyło się wcześniej.
Teraz wszystko się zmieni, myśli Vilks.
Kilka minut wcześniej: siedzi w sali wykładowej obok chłodni i słucha wykładu Inny Szewczenko, aktywistki FEMEN-u. Ukraińska feministka jest dziś drugą osobą występującą w centrum kultury Krudttønden. Seminarium nosi tytuł Sztuka, bluźnierstwo i wolność słowa. Szewczenko wskazuje Vilksowi i ponad trzydzieściorgu pozostałym słuchaczom na problem ale-osobowości:
– Ludzie ci mają zwyczaj mówić: „Wolność słowa – oczywiście tak, ale…”. Owo „ale” jest słowem kluczowym.
Seminarium zostało zorganizowane przez Komitet Larsa Vilksa – stowarzyszenie założone przez duńskich dziennikarzy i publicystów, by wspierać szwedzkiego artystę, na którego wydano wyrok śmierci.
Centrum Krudttønden znajduje się w dużym i zielonym parku Fælledparken w dzielnicy Østerbro. To stary ceglany budynek z XIX wieku, kiedyś znajdowały się w nim stajnie wojskowe. Wchodził w skład koszarów. W roku 1990, gdy z budynku nie korzystało już wojsko, został przebudowany i przekształcony w gminne centrum kultury, w którym odbywają się między innymi wydarzenia muzyczne i teatralne. Organizowane są tu koncerty jazzowe, działają kluby taneczne. Komitet Larsa Vilksa wynajmuje tutaj salę na swoje spotkania.
Vilks siedzi na scenie przy niewielkim stoliku, obok niego policjant z duńskich służb specjalnych – dzisiaj to jeden z jego ochroniarzy. Artysta wygląda jak zwykle: pognieciona jasnoniebieska koszula, pod spodem biały podkoszulek, niebieskie dżinsy, mocne okulary w grubych czarnych oprawkach. Siwe potargane włosy.
Za chwilę przyjdzie kolej na jego wypowiedź. Szewczenko kontynuuje przez mikrofon przemyślenia na temat wolności słowa oraz ale-osobowości:
– Dlaczego wciąż mówimy „ale”, kiedy…
Paf!
Strzał! Inna Szewczenko natychmiast rozumie, co się dzieje. Rzuca się na ziemię. Następuje kanonada, kolejne: paf-paf-paf-paf-paf-paf!, strzałów jest coraz więcej, nie mają końca. Terrorysta znajduje się na ulicy przed budynkiem. Strzela ze skradzionego karabinu maszynowego Mannlicher M95, standardowej broni duńskiej armii.
Omar el-Hussein to dobrze zbudowany dwudziestodwulatek ubrany w granatową kurtkę i ciemne spodnie. Twarz zasłonił jasnoczerwoną arafatką. Zanim zaczął strzelać, próbował otworzyć drzwi do sali wykładowej prowadzące prosto z ulicy. Naciskał klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz. Teraz przeszedł kilka metrów, do głównego wejścia budynku, żeby tamtędy spróbować dostać się do środka.
We foyer centrum kultury znajduje się sześciu policjantów zabezpieczających spotkanie Komitetu Vilksa, które ma wysoki stopień ryzyka. Dwóch z nich to szwedzcy ochroniarze artysty, dwóch należy do duńskich służb specjalnych PET, są jeszcze dwaj zwykli duńscy policjanci. Za blatem bufetu we foyer stoi dwóch barmanów gotowych do sprzedawania piwa, kawy i drinków.
Kiedy Omar el-Hussein podnosi karabin i naciska spust, ma zapewnioną dobrą widoczność, szyby drzwi wejściowych są duże. Trafia mundurowego PET w ramię, a drugiego duńskiego policjanta w udo. Kolejni dwaj zostają zranieni odłamkami szkła. Barmani chronią się za bufetem i nie doznają obrażeń.
W sali wykładowej czarne kotary zasłaniają okna wychodzące na foyer. Dlatego publiczność w środku nie widzi, co się dzieje, gdy mężczyzna z bronią automatyczną przystępuje do ataku. Za to słyszy. Strzały, tłukące się szkło, krzyki.
– Uciekaj, Lars! Szybko!! Już!!! – wrzeszczy duński policjant siedzący obok Vilksa.
Szturcha go, popycha przed sobą przez całą salę w stronę niedużej chłodni na drugim końcu pomieszczenia. Lars potyka się o krzesło, upada, policjant popycha go dalej, Vilks pełznie po podłodze, szybko, szybciej. Pośpiech sprawia, że w chłodni ląduje też Helle Merete Brix, dziennikarka zajmująca się kulturą, przewodnicząca Komitetu Larsa Vilksa. Po drodze zalicza mocne uderzenie w plecy. „Nie mogę już szybciej biec!” – myśli.
Drzwi do chłodni zamykają się. Lars Vilks i Helle Merete Brix dostają od policjanta polecenie, żeby wpełzli pod nieduży stół.
Dziennikarka leży teraz na podłodze chłodni, jest zszokowana. W całym jej ciele krąży adrenalina. Zimno podłogowych płytek przeszywa nogi w czarnej spódnicy i czarnych kozakach. Myśli galopują. Pięćdziesięciosześcioletnia Brix uważa siebie za osobę dość zdystansowaną, która niechętnie przekracza sferę cudzej prywatności. Jednak teraz czuje, że musi kogoś złapać za rękę. Po sekundzie namysłu wyciąga dłoń do mężczyzny obok.
Lars Vilks odpowiada uściskiem, trzymają się za ręce przez długą chwilę. On myśli o strzelaninie. Że nie przypomina jego wyobrażeń o dźwięku naładowanej broni palnej. Raczej fajerwerki.
Odwraca się w stronę Helle Merete Brix.
– Gadają, że po sześćdziesiątce to już koniec życia. Ale nie musi tak być – mówi.
Na zewnątrz zamachowiec kładzie rękę na klamce drzwi do domu kultury. Próbuje dostać się do środka, ale przeszkadzają mu w tym ochroniarze Vilksa. Oddają w jego stronę piętnaście strzałów. Kolejnych kilka dokłada duński policjant. Większość policyjnych kul nie przechodzi przez solidne, laminowane szyby, odbijają się od nich albo utykają w szkle. El-Hussein nie zostaje trafiony – ale ostrzał sprawia, że zawraca i zaczyna uciekać. Szwedzcy ochroniarze otrzymają z czasem za tę akcję medal od komendanta skańskiej policji.
W sali wykładowej, zaledwie metr od strzelaniny, znajduje się ambasador Francji w Danii François Zimeray. Ma pięćdziesiąt trzy lata, jest szczupłym mężczyzną o żywym spojrzeniu z ciemnymi kręconymi włosami, które na skroniach zaczynają już siwieć. Nie jest typowym dyplomatą, bardziej aktywistą, który przez całe dorosłe życie angażował się w walkę o prawa człowieka.
Seminarium Komitetu Vilksa odbywa się kilka tygodni po atakach terrorystycznych w Paryżu, na „Charlie Hebdo” i na żydowski sklep spożywczy Hyper Cacher. Zimeray był wtedy zdumiony i wzruszony reakcjami Duńczyków. Tysiące ludzi zebrały się przed francuską ambasadą na Kongens Nytorv z pochodniami, kwiatami i kondolencjami.
Ambasador ma zwyczaj powtarzać, że jest „trochę leniwy”. Jednak chociaż seminarium z udziałem Vilksa odbywa się w sobotę, dyplomata nie potrafił odmówić przyjścia, gdy dostał zaproszenie. Zwłaszcza że zna liderkę FEMENU-u Innę Szewczenko. W swojej wcześniejszej roli ambasadora do spraw praw człowieka pomógł jej uzyskać francuską wizę. Chce posłuchać jej wystąpienia.
Przyjeżdża do centrum kultury na rowerze. Potem będzie się zastanawiał nad tym wyborem środka transportu. W oczach ambasadora rower to symbol otwartości. Na rowerze jeżdżą ludzie beztroscy.
– Wydaje mi się, że nawet nie przypiąłem tego roweru do stojaka.
Po pierwszym strzale ambasador, podobnie jak Lars Vilks, myśli, że to petardy albo fajerwerki. Po trzecim strzale rozumie: to jak w „Charlie Hebdo”. Rzuca się na podłogę. To już koniec, myśli. Słyszy więcej strzałów. Czeka na śmierć. Potem widzi, że komuś z publiczności udało się otworzyć zamknięte na klucz drzwi na ulicę. Wstaje i wybiega razem z innymi. Skręca w prawo. Wpada na klatkę schodową i tam się chowa.
Reżyser filmowy Finn Nørgaard to inny uczestnik seminarium, który także wydostał się z lokalu. Finn Nørgaard wybiera inną drogę niż większość uciekających: biegnie w lewo. Tuż za nim jest Omar el-Hussein. Zamachowiec strzela Nørgaardowi w plecy. Z bliska.
Kiedy kilka minut później Zimeray opuszcza kryjówkę na klatce schodowej i ostrożnie kieruje się z powrotem w stronę Krudttønden, zauważa Nørgaarda leżącego na chodniku. Reżyser nie żyje. Atak terrorystyczny ma pierwszą śmiertelną ofiarę.
***
Niklas Orrenius, Strzały w Kopenhadze, przeł. Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018, s. 462. Książkę można kupić tutaj.