Fragmenty książek

Fragment książki „Prawdziwa wojna. Wietnam w ogniu”

Okładka książki „Prawdziwa wojna. Wietnam w ogniu” Okładka książki „Prawdziwa wojna. Wietnam w ogniu” Wydawnictwo Czarne / mat. pr.
Gdy dym się rozwiał, kościoła już nie było, została tylko fasada, która stała samotnie, zwieńczona krzyżem.

Majora Billingsa przydzielono do pokierowania „nalotem zaplanowanym”, ale zanim zdążył zlokalizować cel na ziemi, dowództwo naziemne zarządziło nalot „doraźny”, co oznaczało, że uderzenie nastąpi w ciągu maksimum kilku godzin od wezwania, czy to przez dowódcę jednostki naziemnej, czy też pilota FAC. „Dziś rano ostrzelali nas snajperzy z paru szałasów pod nami, mniej więcej pod 384 297, więc chcemy, żebyście tam uderzyli” – oznajmił dowódca jednostki naziemnej. Major Billings przeleciał nad stumetrowym kwadratem wskazanym przez współrzędne i stwierdził, że znajdują się tam między innymi tamte dwa duże kamienne kościoły przy drodze w wiosce Thanh Phuoc. Dowódca jednostki naziemnej zawiadywał lądowiskiem na wzgórzu położonym nieco ponad pół kilometra od kościołów. Kiedy został ostrzelany przez snajperów, najwidoczniej rozejrzał się po horyzoncie, dostrzegł dwie wieże kościelne, jedyne budynki wystające ponad linię drzew, i uznał, że snajperzy strzelają właśnie z nich. Przed jednym powiewała biała flaga, zawieszona na maszcie równie wysokim jak sama świątynia.

„Rozejrzyjmy się, sprawdzimy, co tam jest” – powiedział major Billings. Zszedł nisko i przeleciał nad kościołami. Otaczało je dwadzieścia do trzydziestu domów. Mniej więcej połowa miała kamienne ściany i czerwone dachówki. Jeden budynek kryty strzechą mierzył około piętnastu metrów długości, dziesięciu szerokości i wyglądał na miejsce zgromadzeń. Kwiaty w ogrodach przed kościołami były w pełnym rozkwicie. Za nimi grządki warzywne ciągnęły się przez polany porośnięte palmami aż do pól ryżowych. Po ponownym wzniesieniu się na czterysta pięćdziesiąt metrów major Billings nawiązał kontakt z dowódcą jednostki naziemnej i powiedział:

– Dwie z tych struktur wyglądają na miejsca kultu.

Reklama