Nieźle Alfreda urządziłam. Okazuje się że chodzą ze Stanleyem nad potok. Najpierw otworzyłyśmy moją puderniczkę i próbowałyśmy iść w przeciwną stronę patrząc w lusterko. Wydaje im się że są strasznie cwani więc tylko ciągle nas przezywali i czekali aż sobie pójdziemy. Więc poszłyśmy do mojego pokoju i zerkałyśmy na nich zza firanki. Co za banał. Że chodzi o potok odgadła Bette ale pomysł z zasadzką był mój. Czołgałyśmy się w krzakach a oni biegali po wodzie całkiem goli!!! Alfred ma szczęście że to byłam ja a nie mama. Betty krzyknęła grubym głosem hej dzieciaki i myślałam że umrę ze śmiechu jak uciekali. Betty chciała wrzucić ich ubrania do wody ale pomyślałam że to niezbyt mądre na wypadek gdyby Alfred kiedykolwiek odkrył że to ja. Więc wrzuciłyśmy tylko koszulę Stanleya a ja wzięłam buty Alfreda i włożyłam do jego szafy. Mocno się zdziwi jak je tam zobaczy. Na pewno myślał że to kidnaperzy.
Czasami mam wrażenie że babcia i wujek Saul niczego nie widzą nawet kiedy dzieje się to pod ich nosami. Przecież każdy by zauważył że Alfred czesał się bez lustra. Jego przedziałek wyglądał jak dzieło szaleńca. Powiedział że goniły ich starsze chłopaki i uciekał tak szybko że zgubił buty. Babcia stwierdziła tylko że po obiedzie powinien ich poszukać.
Dziś po południu puścili w kinie western dla małych dzieci ale jutro będzie dramat małżeński Osobne łóżka!!! Żeby go obejrzeć trzeba przyjść z dorosłym ale pani House zawsze zabiera ze sobą Betty wychodząc z założenia że i tak nic nie zrozumie. I to jest lepszy plan.
James Schuyler, Alfred i Ginewra, przeł. Marcin Szuster, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2016, s. 136