Wiedeńskiego psychoterapeutę Jana Sefera prześladuje polska, wojenna przeszłość jego ojca. Postanawia pojechać do Krakowa. Tę decyzję wspiera ciotka, a właściwie jej duch, który pokazuje mu się to w niespodziewanych sytuacjach i kiwa znacząco palcem. Sefer przybywa więc do Krakowa i udziela się towarzysko: pani mecenasowa, pani doktorowa, kawiarnia Luwr. Dochodzi do wniosku, że gdyby ten kraj był jego pacjentem, położyłby go w klinice, bo ewidentnie cierpi na lęk przed Europą. Po co dokładnie jedzie? Po rodzinne zdjęcia z przeszłości? Odwiedzić dom, w którym ukrywał się ojciec? Być może, choć w tej prozie nic nie jest jasne ani oczywiste.
Pierwsza powieść poetki Ewy Lipskiej „Sefer” jest specyficzna, wydaje się, że zamiast fabuły dostajemy zbiór osobnych zdań. Każde chce przyciągnąć uwagę czytelnika. Każdy dialog musi zamykać paradoksalna lub zabawna puenta, przynajmniej taka: „Jak się czujesz? – Jak serwis Rosenthala oddany do lombardu”. Cała powieść składa się z samych aluzji i metafor. Okazuje się, że to, co jest siłą poezji, nie zawsze sprawdza się w prozie. Nagromadzenie środków poetyckich sprawia, że narracja jest manieryczna jak „makijaż chłodnego grudnia”. Oczywiście, ta opowieść wyrasta ze zmęczenia tradycyjną fabułą mówiącą o nostalgicznym powrocie do przeszłości. Szkoda tylko, że ta ciekawa próba innej narracji o demonach przeszłości zamienia się w ciąg porównań i cytatów prześcigających się w atrakcyjności. To tak, jakby w chórze każdy chciał być solistą.
Ewa Lipska, Sefer, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009, s. 138