Jakiś czas temu panowała moda na literaturę gej/les, teraz pojawiło się zainteresowanie poezją i prozą proekologiczną. Michał Olszewski solidnie zapracował na wpisanie jego nowej książki do tego nurtu (raczej nurciku), umieszczając w niej fragmenty płomiennego manifestu jednego z bohaterów, radykalnego ekologa, nawołującego do powszechnej rezygnacji z tego, co zagraża planecie w ogóle, a małym żabkom w szczególności. Olszewski opowiada o ideologicznym sporze, w którego centrum znajduje się człowiek chwiejny i niepewny. Taki właśnie jest główny bohater powieści Cfiszen, dobrze zapowiadający się architekt po trzydziestce. Przypadkowo styka się z M-skim, z rodzaju wiecznych aktywistów, który całe swoje życie poświęcił walce o naprawę świata, a koniec końców postawił na ekologię z lekka trącającą o anarchizm. Poglądy i działania M-skiego zaczynają fascynować Cfiszena, co niezbyt podoba się jego szefowi Ratnicynowi. M-skiemu marzy się rewolucyjna zmiana świata. Ratnicyn stara się na miarę swoich możliwości drobnymi działaniami naprawić to, co da się naprawić. Cfiszen nie dokonuje żadnego wyrazistego wyboru.
Problem w tym, że w powieści Olszewskiego ze ścierania się światopoglądowych racji w gruncie rzeczy wynika niewiele. Bohaterowie wcale się nie zmieniają: M-ski pozostaje radykalny, Ratnicyn nadal bawi się robieniem dobrych uczynków, a Cfiszen nieodmiennie waha się jak trzcina na wietrze. Aż na usta ciśnie się jako komentarz cytat z naszej literatury: „dobrze mieć rację, ale lepiej mieć restaurację”.
Michał Olszewski, Low-tech, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009, s. 241