Książki

Saga rodu wikinga

Recenzja książki: Liza Marklund, „Burzowa góra”

materiały prasowe
To finałowa część trylogii, którą można przy okazji nadrobić, ale jeśli przeczytamy całość od końca, też się nie pogubimy.

To finałowa część trylogii, którą można przy okazji nadrobić, ale jeśli przeczytamy całość od końca, też się nie pogubimy. Liza Marklund pisze zwięźle i rzeczowo, co pasuje i do surowego klimatu okolic szwedzkiej zatoki Långviken, i do charakteru Wikinga Stormberga, tutejszego szeryfa. Jest schorowany i wstrząśnięty z osobistych powodów, ale nie traci instynktu i policyjnego nosa. Gdy bagna wypluwają szkielet, zjawia się prędko na miejscu i wyczuwa, że chodzi o zadawniony miejscowy spór, a nie, jak sądzą wszyscy inni, o jego zaginioną żonę (tu się pojawia jeszcze ciekawy wątek rosyjskiego szpiegostwa). Rejon w istocie jest szczególny, parę wieków wcześniej starły się o niego dwa rody, oba święcie przekonane, że były tu pierwsze. Osada znikła pod wodą z przyczyn „cywilizacyjnych”, jak wiele podobnych miejsc na świecie, okoliczny przemysł rozwijał się prężnie jej kosztem.

Liza Marklund, Burzowa góra, przeł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2024, s. 312

Polityka 28.2024 (3471) z dnia 02.07.2024; Afisz. Premiery; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Saga rodu wikinga"
Reklama