Książki

Powiedzieć dzieciom o ich prawach

Recenzja książki: Grzegorz Kasdepke, "Mam prawo!"

Porwanie kukiełek, łamanie cenzury i walka o wolność słowa.

W jaki sposób mówić dzieciom o ich prawach, żeby pozostać autorem czytelnym i czytanym? Żeby czynić historię a nie kolejny smętny kodeks? Grzegorz Kasdepke znalazł receptę: opisał prace szkolnego kółka teatralnego swojego syna Kacpra.

Teatrzyk „Konewka" miał finalnie dać przedstawienie o prawach dziecka właśnie. Kasdepke - reżyser literacki obsadził swoją książkę „Mam prawo!" wzorowymi archetypami: Jest wyrośnięty Barył (autor nietypowych kukiełek), Dorotka cięta zwana Szpilą, lizus Alek, laluś Don Juanek, piekielna woźna Wicia, tankujący kofeinę pan dyrektor. W pełną kłótni i nieprzewidzianych trudności historię powstawania spektaklu wplótł autor przebiegle spis praw.

Tak oto dzieci dowiadują się nieco mimochodem (dzięki czemu nie jest im nudno), że „tylko Twoi najbliżsi, a przede wszystkim rodzice, mają prawo Ci mówić, w co masz wierzyć oraz co powinieneś myśleć" albo, że „nikt, nawet Twoja mama czy tata, nie ma prawa Cię bić ani dręczyć w inny sposób!". Ale fabuła nie jest przysłowiową bawełną - to pełnokrwista akcja, podczas której ktoś porywa kukiełki, łamie cenzurę, walczy o wolność słowa.

Kasdepke o ważnych sprawach nie mówi z wysokości, znosi dystans - dzieci same podczas rozmów dochodzą do wniosku, że tolerancja jest po prostu sensowna, a zasada równości sprawiedliwa.

Prócz dowcipnych ilustracji (Maciej Szymanowicz) i zdjęć dzieci (Ola Bajer) akcję urozmaicają przekomarzanki nauczycieli z uczniami i powracające leitmotivem dialogi autora z synem. Obaj panowie są twórcami ciepłych i błyskotliwych złośliwości. Czynią sobie arystokratyczne uszczypliwości i nieco filozofują, a my z przyjemnością obserwujemy ten intelektualny pojedynek.

Grzegorz Kasdepke, Mam prawo!, National Geographic, Warszawa 2007

 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną