Lwowski palimpsest
Recenzja książki: Ziemowit Szczerek, „Wymyślone miasto Lwów”
Miasto, którego duch umarł za radzieckich czasów, ale teraz rodzi się na nowo. (…) Lwów umarł, ale Lwiw próbuje powrócić do stylu życia podobnego do tego dawnego, międzywojennego” – pisze Szczerek, próbując uchwycić lwowskie genius loci. W poszukiwaniu ducha miasta Szczerek przesiaduje w modnych knajpkach, wynajmuje u wiekowej Polki mieszkanie na nieco zapyziałym Zamarstynowie, zapędza się nawet na otoczone złą sławą blokowisko Sychów, zwane przez złośliwych Psychowem. Rozmawia z merem, rozmawia z artystami. I ta jego nieustanna gonitwa najlepiej chyba oddaje charakter Lwowa. To też miasto będące areną, którą można dowolnie wykorzystać. Tę sceniczną metaforę celnie oddającą istotę Lwowa Szczerek przytacza za Jarosławem Hrycakiem, który napisał, że po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę „aktorzy weszli na scenę, rozejrzeli się po dekoracjach i zrozumieli, jak trzeba grać”. A kiedy już odnaleźli się w swoich rolach, na afiszu pojawił się nowy spektakl: „Wojna i Lwów”. Ale to już temat na osobną książkę.
Ziemowit Szczerek, Wymyślone miasto Lwów, Czarne, Wołowiec 2022, s. 248