Książki

Walizka w pudełku

Świetna zabawa dla wielbicieli absurdu.

Nareszcie, ponad dwadzieścia lat po hiszpańskiej premierze, polski czytelnik ma okazję zapoznać się z historią dość niedorzecznego spisku. W „Krótkiej historii literatury przenośnej" Enrique Vila-Matas wyjawia istnienie tajemnej organizacji shandych (mającej wiele cech wspólnych z ruchem Dada) złożonej z twórców literatury przenośnej i funkcjonujących jako „maszyny samotnicze", to znaczy nie obarczonych żadnymi zobowiązaniami rodzinnymi. Przeciętnego shandy'ego (czy też - „przenośnego") charakteryzuje „nowatorski duch, skrajny seksualizm, nieobecność wielkich celów, niestrudzony nomadyzm, pełne napięcia współżycie z postacią sobowtóra, sympatia dla czerni skóry, pielęgnowanie sztuki bezczelności".

Jak doszło do zawiązania spisku? Przez przypadek. Najpierw niejaka Berta Bocado pomyliła w Zurychu poetę Andrieja Biełego z Włodzimierzem Leninem, potem zjawiskowa Georgia O'Keefe pojawiła się na nigeryjskim placu w towarzystwie jednonogiego Murzyna grającego na flecie z własnej piszczeli (rodem ze "Wspomnień z Afryki" Raymonda Roussela) i to wystarczyło, żeby przekonać Francisa Picabię i Marcela Duchampa o potrzebie powołania tajnego stowarzyszenia przenośnych.

Doskonałym materiałem na shandych okazały się takie osobowości jak Man Ray, César Vallejo, Pola Negri, Tristan Tzara, Gustav Meyrinck, Walter Benjamin, Louis-Ferdinand Céline, Valéry Larbaud, George Antheil, Robert Johnson i można by długo tę wyliczankę ciągnąć. Ich celem było tworzenie literatury przenośnej, chociaż nikt tak naprawdę nie wiedział, jak ona ma wyglądać. Ważne, żeby była krótka (musiała łatwo zmieścić się w teczce), bezcelowa, niepoważna i wynikała z czystej przyjemności snucia opowieści. Nieoficjalnym patronem stowarzyszenia był oczywiście Tristram Shandy, wrogami zaś hiszpańscy profesorowie - wcielenia przeintelektualizowanego akademizmu i nudnej celowości zabijającej radość obcowania ze sztuką bezinteresowną. Spektakularny akt rozwiązania stowarzyszenia nastąpił w 1927 roku za sprawą pewnego podstępnego sobowtóra, który podczas historycznej konferencji w sewilskim Ateneum wygłosił przemówienie demaskujące przenośnych spiskowców.

„Krótka historia literatury przenośnej" jest rekonstrukcją dziejów spisku z wykorzystaniem nieznanych dokumentów, niepublikowanych książek, listów, pamiętników, pocztówek i poematów. Żeby nie było żadnych wątpliwości - wszystko to jest oczywiście wielką mistyfikacją, z istnieniem stowarzyszenia włącznie. Książka Vila-Matasa to erudycyjny collage tekstów fikcyjnych, kryptocytatów i jawnych przytoczeń, który od razu kojarzy się Borgesem, ale Borgesem à rebours - niepoważnym, ironizującym, puszczającym bez przerwy oko do „happy few".  W oparach Matasowego pure nonsensu natknąć się można na przykład na Waltera Benjamina, który projektuje wykrywacz książek nudnych i zawiłych (z żarówką umieszczoną na czubku maszyny, która ma wyświetlać napis w 27 językach - NIECH ŻYJE VERMEER) albo Aleistera Crowley'a, który okazuje się Odradkiem (zainteresowanych odsyłam do „Zoologii Fantastycznej" Borgesa).

Kiedy Marcel Duchamp zaprezentował swoje Pudełko-w-walizce (Boîte-en-valise) zawierające 69 miniaturowych reprodukcji własnych prac, okazało się, że ich zestawienie uwypukliło pewne niezauważane dotąd sensy, uruchomiło nowe pytania i niepewne interpretacje. Wydaje się, że Vila-Matas, zestawiając ikony dwudziestowiecznej awangardy uwikłane w realne i najbardziej nieprawdopodobne sytuacje, proponuje zminiaturyzowaną i przewrotną historię ruchu Dada, która jest jednocześnie jego interpretacją. Bo raczej nie przez przypadek rozwiązanie spisku shandych nastąpiło podczas pamiętnej konferencji w Sewilli, w momencie kiedy oficjalnie powstało „pokolenie 27" (grupa literacka, do której należeli najwybitniejsi poeci hiszpańscy, wśród nich noblista Vicente Aleixandre, Jorge Guillén, Luis Cernuda czy Federico Garcìa Lorca). A nawet jeżeli to efekt czystej fantazji pozbawionej interpretacyjnych podtekstów, to „Krótka historia literatury przenośnej" bez wątpienia pozostaje świetną zabawą dla literackich detektywów i wielbicieli radosnego absurdu. A poza tym, tę krótką książeczkę z łatwością można zmieścić w teczce.
 

Enrique Vila-Matas, Krótka historia literatury przenośnej, przeł. Joanna Karasek, Muza, Warszawa 2007
 

  

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ile tak naprawdę zarabiają pisarze? „Anonimowego Szweda łatwiej sprzedać niż Polaka”

Żeby żyć w Polsce z pisania, pisarz i pisarka muszą być jak gwiazdy rocka. Zaistnieć, ruszyć w trasę, ściągać tłumy. Nie zaszkodzi stypendium. Albo etat.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
13.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną