Stalowe spojrzenie, oszczędny urok
Recenzja książki: Patrick McGillian, „Clint. Życie i legenda”
Przez sporą część trwającej już blisko siedem dekad imponującej kariery filmowej Clint Eastwood, mimo łatki czołowego maczysty Hollywoodu, był odbierany jako ideał amerykańskiego mężczyzny. Szczupły, cedzący słowa przez zaciśnięte zęby, wysoki, zielonooki, trochę nieśmiały, ale z pozą buntownika, szybko utrwalił w kinie wizerunek samotnego twardziela. „Z jego nieruchomego spojrzenia ludzie mogli wyczytać wszystko – również własne myśli – albo nic” – zauważa autor wciągającej, napisanej z zadziwiającym dystansem biografii. Poprzednie książki o amerykańskim gwiazdorze, m.in. pióra Richarda Schickela czy Douglasa Thompsona, pisane były z pozycji uwielbienia. „New York Times” zarzucał ich twórcom, że są ewangelistami Eastwooda, a tytuły te czyta się tak, jak gdyby Brudny Harry przytknął ich autorom do głowy rewolwer kalibru 10,9 mm.
Patrick McGillian, Clint. Życie i legenda, przeł. Ewa Penksyk-Kluczkowska, Znak Horyzont, Kraków 2021, s. 639