„Wskutek recesji na rynku nieruchomości zmuszona zostałam podówczas do zamieszkania w psiej budzie”. Bohaterka pracowała wtedy jako kontroler poprawności kodów PIN w bankomacie. Każde opowiadanie z debiutanckiego zbioru opiera się na wyrazistym, groteskowym koncepcie: można tu kaszleć pieniędzmi, dropie to gadające ptaki, które mówią rodakom, jak mają żyć, pojawia się człowiek zrobiony ze skarpetki frotte. Wszystkie opowiadania łączy ironia. Tworzą całościowy obraz – został on już na okładce nazwany obrazem „pokolenia umów śmieciowych”. Określenia pokoleniowe stają się zbyt często sloganem marketingowym, ale tutaj rzeczywiście wyłania się spójny portret bohatera (częściej bohaterki). To ktoś uwięziony w niedojrzałości, kto patrzy na życie społeczne i politykę jak na napuszoną mowę ptaków, kto żyje bez pieniędzy i planów (mieszka w kiosku), ktoś tak samotny, że drugą osobę musi sobie wymyślić. Ciekawa jest tutaj gra z nudą, bo nawet fantastyczne zdarzenia nie są w stanie jej wyrugować, bohaterowie czują się jak chomiki biegające po kołowrotku, w świecie, gdzie wszyscy muszą być artystami. Istnieje tylko atrakcja i nuda – nic pośrodku. Te historie układają się w wielkie wołanie o coś, co wybije ich z poczucia alienacji. Niech przybędą jacyś ONI z kosmosu i zrobią galaktyczne przedstawienie. Suszczyńska dobrze balansuje między humorem a smutkiem: „Trzykrotnie nie trafiłam kluczem w zamek drzwi mojego mieszkania. »Kiedyś było jakoś łatwiej«, pomyślałam sobie i wreszcie weszłam do domu. A potem walnęłam się na łóżko jak przedmiot”. Czasem można mieć jednak wrażenie, że pewne koncepty zostały tu przeciągnięte ponad miarę. Za to robi wrażenie (i sporo obiecuje) swoboda języka i wyobraźni autorki.
Natalka Suszczyńska, Dropie, Korporacja Ha!art, Kraków 2019, s. 162