Udręki narcyza
Recenzja książki: Ottessa Moshfegh, „Mój rok relaksu i odpoczynku”
Choć narratorka „Mojego roku” jest zamożna i wykształcona, a przede wszystkim ładna – co jest szczególnie ważne w świecie, który „ceni urodę ponad wszystko” – pragnie uciec od „głupiego i przegranego” życia, w którym „wciąż jest tylko sobą”. Wobec tego postanawia porzucić pracę w galerii sztuki na rzecz „spania na pełen etat”, by przy pomocy pigułek wyspać sobie nowe życie. Choć bohaterkę Moshfegh brzydzą zamożne kobiety z Manhattanu, równie „bezsensowne i egocentryczne” co jej zmarła matka, sama jest nie mniej zblazowana i próżna, tyle że w doskonale świadomy sposób. W jednej z rozmów autorka wyznała, że ludzie zdają się nie chcieć mówić o dużej roli, jaką wzorce piękna odgrywają w naszym życiu. W „Moim roku” ofiarą wyśrubowanych standardów piękna jest przyjaciółka narratorki, Reva. Bulimiczka wpatrzona w Kate Moss, mająca poczucie uczestniczenia w wyścigu, w „konkursie chudości”, który bezustannie przegrywa. Udręki bohaterek, zdaje się mówić Moshfegh, wynikają z ich narcystycznego sposobu funkcjonowania, chorobliwego skupienia się na sobie, którego częścią jest ciągłe porównywanie, a rewersem – autoagresja i depresja. Adresat jej krytyki jest dość oczywisty. Jej „Mój rok” to książka o wybudzaniu (nie tylko bohaterki) z „dobrego, głębokiego amerykańskiego snu”.
Ottessa Moshfegh, Mój rok relaksu i odpoczynku, przeł. Łukasz Buchalski, Pauza, Warszawa 2019, s. 272